Gdybym miała wskazać dwa najsilniejsze kluby ostatniej dekady w Europie, bez wątpienia byłyby to kolejno zwycięzca i ćwierćfinalista ostatniej edycji Ligi Mistrzów – Real Madryt i Manchester City. Mistrz hiszpańskiej La Liga i od lat niepokonany mistrz angielskiej Premier League. Zdolni zawodnicy, wybitni trenerzy. No właśnie, trenerzy. W TOP5 najlepszych, umieściłabym Pepa Guardiolę i Carlo Ancelottiego. Co, poza sukcesami, łączy Real i City? Oba kluby są dziś w dołku.
Znudzeni wygrywaniem
Oczywiście zarówno Real, jak i City, mają jeszcze dużo czasu na to, aby się od dna odbić, ba, oni tak właściwie dna nie sięgnęli, ale jeśli mówimy o gigantach światowego futbolu, to dwie-trzy porażki w ważnych meczach uznawane są za dołowanie. To nie Las Palmas, czy Nottingham Forest, którym poprzeczki stawia się zdecydowanie niżej (choć Treaky Trees to ja muszę zwrócić honor, bo na razie zajmują trzecie miejsce w Premier League!).
Zresztą, bez względu na moje sympatie i antypatie, całkiem dobrze jest mi pisać o spadku formy gigantów – zawsze to znak i szansa na sukces kogoś nowego. Bo to zapełnianie gabloty The Citizens pucharami Premier League znudziło już wszystkich, nawet Pepa Guradiolę. Biorąc pod uwagę ten wspomniany zakres czasu, 10 lat, City wygrywało ligę siedem razy, a z Hiszpanem w roli trenera – sześć. Obywatele pobili zresztą rekord zdobywając tytuł mistrzowski cztery razy z rzędu, co do tej pory nie zdarzyło się żadnemu innemu klubowi w lidze angielskiej. Ale nuda.
Zimny prysznic i seria zaskakujących porażek City
Guardiola zapowiedział już na początku obecnego sezonu, że ten będzie jego ostatnim w roli coacha na Etihad. Co to za wyzwanie, znowu ograć pozostałe 19 drużyn… i oto zwrot akcji! Tottenham 2:1 City w 1/8 finału FA Cup! Bournemouth 2:1 City w Premier League! Sporting CP 4:1 City w Lidze Mistrzów! Bam, bam, bam! A wszystko to w ciągu siedmiu dni! No, panie Pep, może trzeba wziąć się do roboty?
W Portugalii podopiecznych Guardioli pogrążył Viktor Gyokeres, szwedzki napastnik, który ustrzelił we wtorkowym spotkaniu na Estadio Jose Alvalade hat-tricka. Znamienne, że był to ostatni mecz Rubena Amorima w roli trenera biało-zielonych, który od przyszłego tygodnia będzie prowadził ten drugi klub z Manchesteru, United. Kibice Czerwonych Diabłów, ciesząc się, już zacierają ręce na kolejne wygrane Amorima i ponowne zrealizowanie recepty na zwycięstwo przeciwko Obywatelom. Najbliższe derbowe starcie odbędzie się 15 grudnia na Etihad Stadium.
Znaleźć winnego
Przed przerwą reprezentacyjną City zdąży zagrać jeszcze z Brighton, a potem Guardiola będzie miał trochę czasu na zastanowienie się, co w jego idealnej maszynie nie gra. Czy to kwestia kontuzji Rubena Diasa, Jacka Grealisha, Johna Stonesa i zdobywcy Złotej Piłki, Rodriego? Na pewno brak podstawowych zawodników mocno odbija się na ostatnich wynikach, ale przecież City zawsze miało drugi, solidną nicią szyty garnitur, którym potrafił wygrywać z najlepszymi (tymi najlepszymi z gorszych od City).
A może to wina Erlinga Haalanda? W końcu nie trafił karnego w spotkaniu przeciwko Sportingowi… to byłoby bardzo płytkie rozumowanie. Norweg jest przecież królem strzelców i ma na koncie jedenaście bramek w dziesięciu spotkaniach Premier League, ale okrągłe zero przy liczbie asyst wyraźnie pokazuje, jak samolubnym jest graczem. Z drugiej strony, typowa dziewiątka, z definicji, zajmuje się strzelaniem, a nie podawaniem… To nie Cole Palmer z Chelsea, który w klasyfikacji kanadyjskiej wyprzedza Haalanda dzięki siedmiu bramkom i aż pięciu asystom, to nie Mo Salah z Liverpoolu, który ma dokładnie takie same statystki G/A, co Palmer.
A może to wina 115 zarzutów naruszenia finansowego fair play wobec City? Jako fanka Chelsea doskonale wiem, jakim ciężarem są dla zawodników zawirowania na szczeblach zarządczych, a co dopiero takie pieniężne machloje, nawet jeśli na razie wiszą tylko w sferze podejrzeń, a nie pełnoprawnego wyroku. Wiadomo, że piłkarze mają dostęp do telefonów, telewizji, Internetu i naprawdę wiedzą, co w trawie piszczy. I owszem, może się to odbijać na boiskowej postawie, ale nie uważam, żeby to był faktyczny powód ich ostatnich porażek. Najpierw sprawdźmy, czy to koniec przegranych City, a jeśli zła passa będzie utrzymywać się dalej, wówczas znowu wrócimy do, już nieco głębszej, analizy i dyskusji.
Królewski Real spada z tronu
W Realu Madryt nastroje wcale nie są lepsze. Los Blancos cały czas muszą uznawać wyższość FC Barcelony w hiszpańskiej lidze i wiele wskazuje na to, że trochę to jeszcze potrwa. Ba, może nawet do końca sezonu – na tę chwilę obie drużyny dzieli w tabeli La Liga dziewięć punktów. Podopieczni Hansiego Flicka demolują kolejnych rywali, podczas gdy Madrytczycy są, no cóż, demolowani.
We wtorek AC Milan w pięknym stylu pokonał Królewskich 3:1 i to gdzie! Na Santiago Bernabeu. Poprzedni domowy mecz również okazał się być sromotną porażką Realu a w roli kata, strzelającego cztery bramki i nie tracącego ani jednej, wystąpiła… Barcelona. Ostatni tak niechlubny dublet domowych porażek z rzędu piłkarze Realu Madryt zaliczyli w 2019 roku, jeszcze za kadencji Santiago Solariego. Dawno.
Spadające gwiazdy
Indywidualnie zawodnicy Los Blancos wyglądają słabo. Kylian Mbappe miał być bezdyskusyjnym królem strzelców La Liga, miał utrzymać Real na najwyższym poziomie, a tymczasem snuje się po boiskach, a w tabeli strzelców wyprzedza go trzech zawodników, z naszym Robertem Lewandowskim na czele. 14 bramek Lewego, 6 Mbappe. Kto tu jest przewartościowany, a kto zbyt szybko, przez niektórych, chowany do szafy?
Vinicius Junior już był w ogródku, już się witał z gąską, ale gąska zamiast Złotą Piłkę dała mu figę z makiem, a z Ballon d’Or do domu wrócił pomocnik Manchesteru City, Rodri. Obrażony Real Madryt nie raczył wysłać swojej delegacji na ceremonię rozdania nagród France Football, co pokazuje, iż nie tylko źle wypada na boisku, ale także PR-owo poza nim. Krystaliczny blask madryckich gwiazd gaśnie.
A może trzeba zrzucić winę na bramkarza, Andrija Łunina? To, że jego koledzy nie potrafią strzelać bramek w liczbie większej, niż te, które on puszcza, dość mocno odbija się na jego wizerunku. Trzeba jednak podkreślić, że w meczu przeciwko Milanowi Łunin miał mnóstwo dobrych interwencji, Rossoneri spokojnie mogli zakończyć to spotkanie wyższą wygraną. El Clasico z Barceloną? 4:0 dla Blaugrany. Mbappe złapany na spalonym osiem razy. Nie wierzę, że ten katastrofalny mecz nie będzie śnił się Francuzowi po nocach.
Goodbye Ancelotti, goodbye
Czy to już pora na pakowanie walizek, Carlito? W Realu coś ewidentnie nie gra i dawno nie braliśmy pod uwagę takiej możliwości – Ancelotti out. Włoch prowadzi drużynę od 2021 roku i oczywiście, osiągał z nią tak wiele, ale może Realowi potrzebny za sterami jest już ktoś inny. Ja bym zmieniła trenera nie ze względu na złe prowadzenie Carlito, tylko tak, o, dla urozmaicenia. Real w ciągu ostatniej dekady wygrywał Ligę Mistrzów aż sześć razy! Dajcie się, Królewscy, nacieszyć innym klubom i ich fanom.
A tak na poważnie, to według mnie ewidentnie brakuje Realowi Toniego Kroosa. Teraz widać czarno na białym, jak ważną, ba, fundamentalną, najważniejszą postacią był niemiecki pomocnik. I nie chodzi mi tu tylko o jego zdolność dokładnego podawania i odbierania piłek, ale o inteligencję boiskową, opanowanie, umiejętność regulowania tempa gry oraz dyrygowanie grą całego zespołu. O właśnie, Toni Kroos to dyrygent, bez niego nic nie gra (dosłownie i w przenośni).
Przed Realem spotkanie ligowe z Osasuną i przerwa reprezentacyjna. Tu również nastąpi czas główkowania – Ancelottiego, co tu zrobić, aby już nie przegrywać 4:0, a także prezesa klubu, Florentino Pereza, co tu zrobić z Ancelottim. I w sumie nie zdziwię się, jak na koniec sezonu to Real i City spotkają się w finale Ligi Mistrzów – nowa formuła rozgrywek wcale tego nie wyklucza, mimo iż na tę chwilę Królewscy zajmują mało zaszczytne, 18. miejsce. Według mnie obie drużyny z dołków zaraz wyjdą, ale dzięki ich potknięciom mogłam się tu trochę naprodukować.











Skomentuj