Czy warto było szaleć tak?

Graham Potter ma już u mnie pierwszego minusa. I to jakiego! Za co? Za to, że nie dba o mięśnie dwugłowe i więzadła krzyżowe Bena Chilwella. Wczorajsza wygrana Chelsea 2:1 przeciwko Dynamo Zagrzeb może okazać się dla angielskiego obrońcy najsmutniejszym spotkaniem w dotychczasowej karierze. Jeżeli uraz, jakiego nabawił się w samej końcówce meczu, będzie poważny, to wykluczy go ze zbliżającego się wielkimi krokami mundialu w Katarze.
Oczywiście, nie powiedziane, że Gareth Southgate znalazłby dla niego miejsce w pierwszym składzie. Po zdobyciu z The Blues Ligi Mistrzów w 2021 roku, Chilwell podczas Euro 2020 został wystawiony przez angielskiego selekcjonera okrągłe zero razy, choć powołanie do kadry otrzymał. Dziś jednak stajemy w obliczu bezprecedensowym – po raz pierwszy mistrzostwa świata rozgrywane będą późną jesienią, czyli w najintensywniejszym dotychczas okresie klubowych rozgrywek ligowych i pucharowych. Klubowi trenerzy rotują, jak mogą, żeby oszczędzić swoich podstawowych graczy, choć jak widać, nie wszyscy…
Z jednej strony trzeba Pottera zrozumieć, gdyż jego ławka rezerwowych magicznie kurczy się (nie takiej magii uczono chyba w Hogwarcie) i ma on do dyspozycji coraz mniej zawodników. Przed szlagierowymi derbami Londynu, które odbędą się już w najbliższą niedzielę, Graham nie będzie mógł skorzystać z usług – poza Chilwellem – Kepy Arrizabalagi, N’golo Kante, Mateo Kovacica, Wesley’a Fofany, Reece’a Jamesa i Denisa Zakarii (ten ostatni również nabawił się urazu w spotkaniu przeciwko Dynamo). Ktoś mógłby zapytać – czy warto było więc wystawiać najsilniejszy skład w meczu o pietruszkę? Przecież już przed wczorajszym starciem z mistrzem Chorwacji wiadomo było, że Chelsea awansuje do fazy pucharowej Ligi Mistrzów z pierwszego miejsca. Mogliśmy to nawet przegrać. Ale z drugiej strony – kto miałby grać?
Wczoraj tylko trzech zawodników rezerwowych nie weszło na murawę – Marc Cucurella, Hakim Ziyech i Marcus Bettinelli. W sumie w gotowości było ośmiu zmienników – dla porównania w drużynie rywala – dwunastu. Potterowi możemy jednak zarzucić to, że nie wpuścił na murawę Cucurelli w miejsce Chilwella, który po długiej kontuzji nie wrócił jeszcze do pełni sił i znanych sobie możliwości. W trakcie pomeczowej konferencji angielski szkoleniowiec przyznał, że rzeczywiście mógł podjąć inne decyzje, ale po tym, jak Chilly pauzował w weekend, myślał, że może go na boisko wpuścić… Po pierwsze, w weekendowym blamażu przeciwko Brighton Chilwell grał, tyle tylko, że jako zmiennik, po drugie, owszem, wpuścić go mógł, ale nie na pełne 90 minut. Mądry kibic po szkodzie, jak to mówią.
Wywołany już do tablicy Gareth Southgate raczej nie śpi ostatnio spokojnie. Kilka dni temu kulejąc opuszczał boisko Bukayo Saka, który w meczu Arsenalu z Nottingham Forest zdołał rozegrać tylko 27 minut (bystrzy fotoreporterzy dostrzegli jednak, że do domu wracał już normalnie, co potwierdził na ostatniej konferencji prasowej jego klubowy trener, Mikel Arteta). Za to Kalvin Phillips i Kyle Walker z Manchesteru City, Emil Smith Rowe z Arsenalu oraz wspomniany już Reece James to, niestety, pewni nieobecni.
Zresztą, nie tylko angielscy piłkarze mają problemy. Paul Pogba, który po przejściu do Juventusu nie zagrał jeszcze w żadnym spotkaniu Starej Damy, zdążył nabawić się kolejnej kontuzji, wykluczającej go z gry w barwach francuskich Trójkolorowych. W Katarze zabraknie także Georginio Wijnalduma (Holandia), a wciąż niepewna jest sytuacja Garetha Bale’a (Walia), Andreasa Christensena (Dania), Raphaela Varane’a (Francja) i w zasadzie listę tę mogłabym rozwijać i rozwijać.
Nie mogę jednak nie wspomnieć o Argentynie, bo to przecież nasz grupowy i teoretycznie najgroźniejszy rywal fazy grupowej. Mistrzostwa świata stoją pod znakiem zapytania u Giovanni’ego Lo Celso, który doznał kontuzji w ostatnim meczu Villarealu z Athletikiem Bilbao. Argentyńczyk będzie prawdopodobnie pauzował kilka tygodni, ale wiele wskazuje na to, że na mundial – a zatem także na mecz z Polską – będzie zdrowy i gotowy. Podobnie Emiliano Martinez i Juan Foyth – powrót obu piłkarzy nie jest jeszcze znany, ale nikt w polskim sztabie szkoleniowym nie powinien z góry zakładać, że 30 listopada nie wybiegną na murawę. Co innego Paulo Dybala – zawodnik AS Romy nabawił się na tyle poważnej kontuzji uda, iż mecze reprezentacji będzie raczej oglądał przed telewizorem. Za dużo tu jednak znaków zapytania i prawdopodobnych scenariuszy, w dodatku wiele się jeszcze może w najbliższych dniach wydarzyć. Ja się jednak ciągle martwię o Chilwella.
I nie chodzi mi już tu tylko o Katar, ale całą jego karierę. Był świetny w Leicester, a transfer do Chelsea miał go wybić jeszcze bardziej w górę. I rzeczywiście, start miał dobry, szybko jednak trafił do klubu „pierwszych szklanek” i bynajmniej nie mam tu na myśli elitarnego grona imienia Sławomira Peszki. Chodzi o kontuzjogennych zawodników, częściej leczących urazy niż faktycznie występujących na boisku – takich jak Christian Pulisic, czy N’golo Kante. Ciężko zatem wyrokować, czy gdyby Chilly zszedł wczoraj z boiska na przykład w 60. minucie, nie nabawiłby się kontuzji w następnym meczu – z Arsenalem. Trochę się jednak na Pottera dąsam i zastanawiam, co zrobiłby Thomas Tuchel, gdyby dalej prowadził drużynę ze Stamford Bridge. Swoją drogą aż mi się serduszko kraje, jak widzę ten chodzący, choć uroczy, cień człowieka, który cały czas nie może pogodzić się ze zwolnieniem z funkcji trenera Chelsea.
Nie będę podważać zasadności organizowania mistrzostw świata w wyznaczonym terminie w Katarze, choć zapewne mam takie samo zdanie jak większość z was. Niemniej z punktu widzenia medycznego, fizycznego i po prostu logicznego, jest to… powiedzmy, ponadprzeciętne wyzwanie. Z drugiej strony, gdyby mundial odbywał się latem, zawodnicy mieliby dokładnie tyle samo meczów do rozegrania. W obecnej sytuacji należałoby jednak inaczej rozłożyć kalendarz pozostałych rozgrywek, a nie kondensować tak wiele meczów w – nie bójmy się tego słowa – kupie. [Uwaga, teraz będzie szydera.] A może nie należałoby? Może takie meczowe szaleństwo jest dobre? W końcu tam, na piłkarskiej górze, w oficjalnie największej organizacji międzynarodowej na świecie, jaką jest przecież FIFA, siedzą mądrzejsi od nas… Dla nich jednak liczy się zupełnie coś innego, niż zdrowie i kondycja piłkarzy. Coś zdecydowanie bardziej policzalnego.

Psst! Z innej beczki… Chilwell też jest piękny, prawda?

Photo source: mirror.co.uk.

2 odpowiedzi na „Czy warto było szaleć tak?”

  1. Awatar bh
    bh

    Coz, swietny rekonesans i wizja gry calej ligi angielskiej jak mniemam. Szkoda, ze „profesjonalisci” w polskiej ekstraklapy nie lapia przynajmniej podstawowych niuansow standardowej gry w europie. Powodzenia 😉

    Polubienie

    1. Awatar amyfootballlover

      No niestety, polska liga to zupełnie inny wymiar, niż Jej Wysokość Premier League… 😉

      Polubienie

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect