Londyńskie kluby czarują w Europie. A potem mierzą się w derbach…

W Lidze Mistrzów Chelsea i Arsenal zdeklasowały swoich rywali, wygrywając kolejno 3:0 z Barceloną i 3:1 z Bayernem Monachium. Wczoraj londyńskim klubom przyszło zmierzyć się w ligowych derbach i jak na pojedynek lidera z jeszcze do niedawna wiceliderem tabeli Premier League emocji nie brakowało. 2026 – to będzie ten rok, w którym w końcu stołeczny klub wygra w Anglii ligę!

Chelsea ośmiesza Barcelonę

Chelsea zdemolowała Blaugranę nie pozostawiając na niej suchej nitki. Lamine Yamal okrzyknięty został marną kopią Estevao, brazylijskiego odkrycia roku na Wyspach, a Marc Cucurella, mówiąc piłkarskim żargonem, schował napastnika Barcy do kieszeni. Yamal nie istniał, a Hansi Flick zdjął go z boiska w 80. minucie żeby nie przedłużać jego kompromitacji. Trener Hiszpanów bliski był płaczu i w sumie się nie dziwię – Chelsea miażdżyła jego drużynę w każdym elemencie gry.

Wynik 3:0 to najniższy wymiar kary dla Barcelony, której jedyne, co wychodziło, to pułapki offside’owe. Piszę to z lekkim sarkazmem, bo po prostu Chelsea trafiła do bramki Joana Garcii w sumie sześć razy, jednak przy trzech golach piłkarze Chelsea zostali złapani na spalonym. Ostatecznie na listę strzelców wpisali się wspomiany Estevao i Liam Delap, a pierwsza bramka dla The Blues zaliczona została zawodnikowi Barcy, Julesowi Kounde. Podobno w meczu na Stamford Bridge występował również Robert Lewandowski, ale ja go nie widziałam…

Arsenal skuteczniejszy od Bayernu

Arsenal pokonał Bayern na Allianz Arena i było to starcie na szczycie tabeli Ligi Mistrzów (po przegranym przez Bawarczyków meczu rozdzieliło ich w tabeli Paris Saint-Germain). Podopieczni Vincenta Kompany’ego byli przy piłce częściej, ale to nie statystyką posiadania piłki wygrywa się mecze. The Gunners byli skuteczni i zdecydowanie zasłużyli na wygraną. Na listę strzelców wpisali się Noni Madueke, Gabriel Martinelli i Jurrien Timber, który otworzył wynik spotkania. Zdobywcą honorowego gola dla gospodarzy został Lennart Karl.

Warto dodać, że gol Timbera padł po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, które w tym sezonie są najmocniejszą stroną Kanonierów. Świetne spotkanie rozegrał Riccardo Calafiori, który nie tylko przykuwa oczy wyglądem, ale także znakomitą grą i choć nominalnie zajmuje pozycję obrońcy, to w grze ofensywnej również zasługuje na pochwały – w meczu przeciwko mistrzowi Niemiec zdobył asystę przy golu Madueke. Tego Madueke, który został w niedzielę na Stamford Bridge wybuczany…

Ostre derby bez zwycięzcy

Anglik przeszedł do Arsenalu w lipcu tego roku po 2,5 roku spędzonych na Stamford Bridge. Nic więc dziwnego, że gdy wchodził na boisko w derbowym starciu trybuny zaczęły go wygwizdywać. Nieco bardziej zaskakujące okazało się jednak, że wtórował im Cole Palmer, napastnik Chelsea, który rozgrzewał się przy linii bocznej. Jeden z kibiców zarejestrował telefonem moment, w którym Palmer odwraca się do trybun z miną wskazującą aprobatę dla ich zachowania. Jak to mówią, once a blue, always a blue!

Samo spotkanie nie był porywające. Obie drużyny od samego początku ostro weszły w mecz, Anthony Taylor sypał kartkami na lewo i prawo, ale w efekcie oglądaliśmy po prostu dużo przerw spowodowanych faulami, w tym jedno brutalne wejście Moisesa Caicedo, po którym Ekwadorczyk zmuszony został opuścić boisko. Chelsea, grając w osłabieniu, i tak zdołała wyjść na prowadzenie i już myślałam, że powtórzy się scenariusz z ostatniego spotkania Evertonu z Manchesterem United, gdy drużyna z Liverpoolu mimo gry w dziesiątkę pokonała Czerwone Diabły 1:0.

Wielkie nadzieje podszyte magią

Niestety, Mikel Merino odpowiedział na gola Trevora Chalobacha i mecz zakończył się remisem 1:1. Co by było, gdyby Chelsea grała do końca w pełnym składzie? Na Stamford Bridge zostałyby trzy punkty. Od początku sezonu wierzę, że to Chelsea zdobędzie mistrzostwo kraju (choć nikt w tej opinii mnie nie wspiera) i wierzyć będę dopóty, dopóki The Blues będą mieli na to matematyczne szanse. Przewiduję, że Arsenal potknie się znowu o własne nogi gdzieś około 26. kolejki, Pep Guardiola nie da już rady pociągnąć Manchesteru City dalej niż do trzeciego miejsca a Liverpool… a Liverpool przemilczę, bo lepiej tej kurtyny wstydu na razie nie odsłaniać.

Czy ja pod koniec zabawiłam się trochę we wróżkę? Najwidoczniej wpłynął tak na mnie andrzejkowy klimat, ale przecież piłka nożna ma w sobie wiele z magii. Na boiskach mamy czarodziejów, kibice przewidują przyszłość typując wyniki meczów u bukmacherów, a fizjoterapeuci i lekarze często dokonują cudów, gdy stawiają na nogi kontuzjowanych piłkarzy. I właśnie dlatego tak bardzo lubię ten sport!

4 odpowiedzi na „Londyńskie kluby czarują w Europie. A potem mierzą się w derbach…”

  1. Awatar L.F.C.
    L.F.C.

    Nic dodać nic ująć😆Super opisane druzyny z Londynu,no i jesli juz któraś ma zostać mistrzem(Liverpool przygotowuje sie do następnego sezonu),i choc juz czas na Arsenal,to wspieram Cię wspieram i niech Chelsea wygra PL 😁👍

    Polubione przez 1 osoba

    1. Awatar amyfootballlover

      Wielkie dzięki! 😄 Niech moc będzie z Chelsea! 😇

      Polubienie

  2. Awatar Atletico fan
    Atletico fan

    Brawo dla Chelsea,grając w osłabieniu utrzymać remis,szacun,😆💪Więc co by było gdyby grali w 11…😉

    Polubione przez 1 osoba

    1. Awatar amyfootballlover

      Ja wiem, co by było! Piłkarski pogrom! 😄🤭

      Polubienie

Odpowiedz na L.F.C. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect