Lato to taki piłkarski sezon ogórkowy. Europejskie drużyny albo rozgrywają towarzyskie spotkania na innych kontynentach, albo ich zawodnicy odpoczywają po mundialu, mistrzostwach kontynentu lub – tak jak w tym roku – po Klubowych Mistrzostwach Świata. Największe emocje budzą ruchy transferowe, ale w dobie social mediów w internecie więcej spekulacji, niż prawdziwych done dealów. Dlatego na ten beznamiętny piłkarsko czas polecam komisarza Montalbano.
Montalbano i spółka – bohaterowie idealni na lato
Zanim podjęłam współpracę z Oficyną Noir Sur Blanc, już wcześniej namawiałam wszystkich do czytania i oglądania historii o Montalbano i, jak się okazało, nikogo nie zawiodłam. Salvo Montalbano jest szefem policji w fikcyjnej Vigacie, wokół której dzieje się nadzwyczajnie dużo. Coś jak Sandomierz ojca Mateusza, który, swoją drogą, wzorowany był na włoskim „Don Matteo”. Postaci, które towarzyszą Montalbano, są świetnie napisane, każda z nich jest charakterystyczna (niekiedy również charakterna) i wszystkie zostały znakomicie odegrane w ekranizacjach studia Rai.
Mamy więc inteligentnego, uwielbiającego włoskie jedzenie (i nienawidzącego, gdy ktoś mówi w trakcie konsumpcji) Salvo; jego dość kapryśną, ale kochaną i oddaną partnerkę, mieszkającą w Genui Livię; zastępcę komisarza, Mimiego, przystojnego, zakochanego we wszystkich pięknych kobietach (mającego przez to problemy z utrzymaniem wierności swojej obdarzonej świętą cierpliwością żonie); inspektora Fazio, najbardziej rozgarniętego na całym komisariacie, w którym Montalbano pokłada największe nadzieje na powodzenie akcji oraz… Catarellę, dyżurnego telefonistę, który w swej niezdarności i zabawnym sposobie mówienia jest najbardziej humorystyczną postacią naszej lektury.
W przerwie od futbolu – smaczny kryminał
Zaczęłam od sezonu ogórkowego, ale nie o ogórkach będę dziś pisać, tylko o pomarańczach, a konkretnie „Pomarańczkach komisarza Montalbano”, które właśnie przeczytałam. W odróżnieniu od wcześniejszych części, ten tom składa się z krótszych opowiadań zamiast jednej rozbudowanej historii. Przypomina mi to niektóre kryminalne zbiory Agathy Christie. Akcje są szybkie a fabuła ścisła, więc dla kogoś, kto nudzi się czytając drobiazgowe opisy i obszerne narracje, sięgnięcie po „Pomarańczki…” będzie najlepszym rozwiązaniem w próbie rozpoczęcia swojej kryminalnej przygody z Montalbano.
Zastanawiałam się, czy zdradzać, czym są tytułowe pomarańczki… napiszę tylko, że przepis na arancini znajduje się w ostatnim rozdziale (czyli ostatniej z 20 historii) książki. Danie to przyrządza gospodyni Montalbano, pani Cirrinciò, mająca na co dzień bliskie powiązania z drobnymi przestępcami, których ściga Salvo. W tej historii komisarz spędza z powyższymi Sylwestra, ale więcej, obiecuję, już nie zdradzę! Naprawdę warto samemu odkryć wszystkie karty (czy może raczej – strony).
Gdy forma dorównuje treści
W przypadku wydania Oficyny Noir Sur Blanc zdecydowanie możemy oceniać książkę po okładce. „Pomarańczki komisarza Montalbano” tworzą spójną całość z całą serią książek Camilleri’ego, która z każdym kolejnym tomem powiększa moją kolekcję w domowej biblioteczce. Na wszystkich okładkach wytłoczona jest mapa Sycylii, a pod nią subtelna ilustracja, różniąca się w zależności od tytułu tomu. Format jest nieco większy od tego najpopularniejszego, dlatego książki o przygodach Montalbano czyta się, co tu dużo mówić, bardzo wygodnie.
Sycylijski chaos…
W oryginale, książka pisana jest z mocnym sycylijskim akcentem, czego nie jest w stanie oddać żaden tłumacz i nie wynika to absolutnie z braku umiejętności, lecz specyfiki sycylijskiej gwary. To tak, jakby spróbować przetłumaczyć kaszubski lub śląski na jakikolwiek inny język, po prostu się nie da. Polska wersja „Pomarańczek komisarza Montalbano” jest więc bardziej przystępna, czyta się ją szybko, przyjemnie i… ze zrozumieniem.
Czy powieści Andrei Camilleri’ego mają wady? Absolutnie nie, są wyjątkowe. Jedyne, do czego mogę się przyczepić (bo przecież zawsze staram się to robić, żeby rozrzedzić trochę sypany od początku cukier), to kolejność tomów, która ciągle nie jest dla mnie jasna i nie jest spójna z filmami. Nawet Netflix musiał się w tym wszystkim pogubić, bo filmy o Montalbano wrzucone są tam pojedynczo, bez chronologii. W książkach brakuje mi na końcu każdej części spisu tomów w kolejności, w jakiej należy czytać Camilleri’ego, a nie w kolejności wydań, która faktycznie jest podana.
…i podróż do Italii bez wychodzenia z domu
To jednak w żaden sposób nie jest w stanie przechylić szali wagi na niekorzyść omawianych książek. Wracam do nich każdej wiosny i czytam do końca lata, bo, umówmy się, nasze polskie lato ma się nijak do tego sycylijskiego. A dzięki Montalbano naprawdę przenoszę się na Sycylię! I w ten deszczowy poranek również Was zachęcam do podróży na słoneczną wyspę – zakup „Pomarańczek komisarza Montalbano” na pewno wyjdzie o wiele taniej, niż bilety lotnicze i zakwaterowanie w Italii. Wystarczy wygodny fotel, lampka białego wina i najlepsza książka…
[współpraca barterowa: Oficyna Noir Sur Blanc]











Odpowiedz na Atletico fan Anuluj pisanie odpowiedzi