Żadne słowa nie opiszą szoku, w jakim tkwi dziś świat piłkarski. Diogo Jota wygrał w maju Premier League z Liverpoolem, w czerwcu wzniósł Puchar Ligi Narodów z reprezentacją Portugalii, a niespełna dwa tygodnie temu wziął ślub. Dziś zginął w wypadku samochodowym. Miał 28 lat.
Podczas gdy polskie podwórko kłóci się o to, kto powinien prowadzić reprezentację naszych piłkarzy, gdy w PZPN-ie przelewają się czary alkoholu na cześć znienawidzonego przez wszystkich, którzy nie są w jego klice, prezesa Cezarego Kuleszy, w trakcie debat nad słusznością rozgrywania Klubowych Mistrzostw Świata i rozważań nad tym, jakich transferów powinny dokonać europejskie kluby – świat się zatrzymał. Obiegła go bowiem wiadomość o śmierci jednego z lepszych zawodników Liverpoolu.
Jota prowadził auto, gdy na autostradzie A-52, w pobliżu Palacios de Sanabria w prowincji Zamora, niespodziewanie wystrzeliła mu opona. Zboczył z trasy, auto stanęło w płomieniach a Portugalczyk zginął na miejscu razem z przebywającym z nim bratem, również piłkarzem, Andre (26 lat). Diogo osierocił trójkę dzieci, a z ich matką, Rute Cardoso, dopiero co wziął ślub – 22 czerwca para pobrała się w Porto. Jeszcze kilka godzin przed śmiercią męża, 29-latka opublikowała film z wesela z podpisem „dzień, którego nigdy nie zapomnimy”. Potworna tragedia, cały czas mam ciarki.
Diogo był naprawdę jednym z lepszych zawodników i niewątpliwie przyczynił się do sukcesów swoich drużyn. Dla Liverpoolu strzelił 65 goli w 182 meczach, z czego 6/26 w zakończonym niedawno, mistrzowskim sezonie. Liverpool czekał na triumf w Premier League od 2020 roku, wówczas Portugalczyk grał jeszcze w Wolverhampton. Jego kontrakt z The Reds miał trwać do czerwca 2027 roku i absolutnie nikt nie spodziewał się, że zostanie zerwany w takich okolicznościach.
W reprezentacji Portugalii być może nie odgrywał tak ważnej roli, jak w klubie, ale zdążył zagrać dla niej w 49 meczach zdobywając 14 bramek i 12 asyst. Jego pierwszym selekcjonerem był znany nam doskonale Fernando Santos, który jako jeden z wielu zdążył już wyrazić swój żal po odejściu Joty w mediach społecznościowych. Internet zalewają kondolencje od kibiców, piłkarzy, trenerów i ekspertów, ale nikt z nas nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czuje teraz rodzina Joty. Ja nie chcę i nawet nie próbuję. Tylko szczerze współczuję.
Niewątpliwie dzisiejsza tragedia rzuci cień na przyszły sezon piłkarski w Anglii. Liverpool na pewno będzie chciał upamiętnić swojego zawodnika, inne kluby będą oddawać cześć jego pamięci. Wbrew rywalizacji, boiskowej nienawiści, wyzwiskom, taktycznym faulom i sportowym pogróżkom Premier League to jedna wielka piłkarska rodzina. Uogólniając, każdy zawodnik przynajmniej dwa razy do roku mijał się z Jotą w stadionowych tunelach. I równie dobrze każdy z nich mógł być tej nocy na jego miejscu.
Internauci rozpisują się dziś nie tylko nad sportową stratą, ale także nad kruchością życia. Dziś każdy wartościuje, co jest w nim najważniejsze i co trzeba w nim doceniać. Dbajmy o siebie i cieszmy się z każdego dnia, z każdej, nawet najmniejszej rzeczy, która nas spotyka. A Ty, Diogo, spoczywaj w pokoju.











Odpowiedz na Atletico fan Anuluj pisanie odpowiedzi