To był świetny finał. I choć grany do jednej bramki (takiego pogromu jeszcze na tym poziomie Ligi Mistrzów nie było), choć Inter wyszedł pokancerowany jak tłumik w golfie, to naprawdę spędziliśmy wczorajszy wieczór pełni sportowych emocji. A co najważniejsze – wygrała drużyna, która od samego początku najbardziej na to zasługiwała.
Stare zarzuty i nowa rzeczywistość – PSG i pokolenie, które wierzy
Bycie kibicem Paris Saint-Germain jest naznaczone nieprzyjemnym stygmatem, który towarzyszy często również fanom Chelsea. Obie drużyny zbudowane zostały na wielkich pieniądzach pochodzących z wątpliwych źródeł. W przypadku The Blues chodzi oczywiście o okres władzy Romana Abramowicza, ale spójrzcie, proszę, na jakim stadionie gra do dziś londyński klub. I kiedy został założony, bo na pewno długo przed przyjściem Rosjanina na świat.
W przypadku PSG sprawa wygląda jeszcze gorzej, bo klub powstał dopiero w 1970 roku, a przecież ulubionym zarzutem kibiców np. Manchesteru United, stosowanym wobec innych, jest brak historii. „Jesteście klubem bez historii”. Idąc tą drogą wygląda na to, że po XIX wieku drużyny nie powinny powstawać. To, jak oceniamy innych, jest wyłącznie odzwierciedleniem nas samych, dlatego ja tylko zaznaczę, że PSG pisze właśnie swoją własną, piękną, nową historię.
Oglądając wczorajszy mecz na sali kinowej widziałam w pierwszych rzędach młodziutkich chłopców, którzy przy każdym golu wstawali i skandowali nazwiska strzelców bramek. To takie urocze i niewinne. Na pewno w tym wieku nie zastanawiają się skąd katarski właściciel, Nasser Al-Khelaifi, bierze pieniądze na transfery. Tak jak ja nie zastanawiałam się, bazując na wiedzy z Bravo Sport ponad 20 lat temu, z kim zadaje się ówczesny właściciel Chelsea.
PSG gromi Inter i pisze historię z rozmachem
Wrócmy jednak do tu i teraz. 5:0 – takiego wyniku w finale Ligi Mistrzów jeszcze w historii tych rozgrywek nie widzieliśmy. Aż do wczoraj, gdy na listę strzelców wpisali się kolejno Achraf Hakimi, dwukrotnie Desire Doue, Khvicha Kvaratskhelia i na dobicie leżącego Senny Mayulu, rocznik 2006. Zawodnikiem meczu został zaledwie rok starszy Doue, który zachwycił nas wczoraj aż czterokrotnie – dwie bramki, asysta i zdjęcie koszulki (ups! Tego ostatniego miałam nie pisać na głos!).
Wspaniałe było to, że PSG w ogóle się nie zatrzymywało. Przecież po pierwszej połowie mogło postawić autobus, bronić wyniku, przekazać inicjatywę rywalowi, ale nic z tego. Podopieczni Luisa Enrique pokazali w Monachium kwintesencję pięknego futbolu, jaki prezentowali od samego początku rozgrywek. Leo Messi, Kylian Mbappe? Nie potrzebujemy! W jednym z wywiadów tuż po odejściu Mbappe do Realu Madryt trener PSG powiedział nawet, że dopiero teraz staną się silniejsi i faktycznie – miał rację.
Luis Enrique – ten, który w końcu mógł się uśmiechnąć
Hiszpański trener stworzył znakomitą drużynę i to wcale nie z galaktycznych zawodników, choć oczywiście Gianluigi Donnarumma, Ousmane Dembele czy wspomniani Hakimi i Kvaratskhelia to nazwiska-marki, ale PSG nie pęka już od napompowanych gwiazdeczek. Zresztą, w ogóle nie wypada porównywać Kvary do takiego Neymara, gdzie popularność Brazylijczyka mocno kontrastuje z medialną powściągliwością Gruzina. Enrique znakomicie spisał się w roli trenera, managera, selekcjonera, nauczyciela. Na żadnym innym klubie piłkarskim nie ciążyła aż taka presja zwycięstwa w LM, a on tę presję udźwignął po raz kolejny pokazując, jak silnym jest człowiekiem.
29 sierpnia 2019 roku córka Enrique, 9-letnia Xana, zmarła z powodu choroby nowotworowej. Nawet nie próbuję rozpisywać się na temat tego, co jej rodzina musiała czuć i jakim wyzwaniem dla Luisa musiał być powrót do piłkarskiej rzeczywistości, zwyczajne stanięcie na nogi.
Być może zastanawialiście się po wczorajszym meczu, jaką koszulkę trener PSG przywdział tuż po końcowym gwizdku? Był to hołd dla Xany, którą upamiętnili także kibice stołecznego klubu, tworząc widowiskowe tifo z nią i jej ojcem w rolach głównych. W Monachium widzieliśmy więc mieszankę łez wzruszenia i radości (dodając te kibiców i piłkarzy Interu – także smutku i rozpaczy).
Football is life!
Czy cieszę się ze zwycięstwa PSG? Tak. I prawdopodobnie ja sprzed roku dziwiłaby się dzisiejszej Amy, która w finale nie wybrała do kibicowania włoskiej drużyny. Owszem, cieszyłabym się z wygranej Polaków – Nicoli Zalewskiego i Piotra Zielińskiego, ale umówmy się – ich wkład w grę dla Nerazzurrich w tym sezonie był marginalny, za to wkład PSG w zwycięstwo na Allianz Arena i w ogóle w całym turnieju – ogromny. Wygrali ci, którzy najbardziej na to zasługiwali.
Nim się obejrzymy, emocje po wczorajszym meczu opadną, a do kalendarza piłkarskich rozgrywek zawita nowy rozkład jazdy na sezon Ligi Mistrzów 2025/2026. Kilka nowych drużyn już szykuje się do startu, a przecież po drodze jeszcze Klubowe Mistrzostwa Świata w nowej formule. Piłka nożna nawet latem nie da nam o sobie zapomnieć. W końcu, cytując wieszcza, football is life!











Odpowiedz na L.F.C. Anuluj pisanie odpowiedzi