Piłka nożna zaskakuje. Zaskakują nas wyniki meczów, decyzje sędziowskie lub trenerskie, forma niektórych zawodników, ich bramki lub kiksy, zachowanie kibiców, zmiany przepisów dyktowane przez FIFA i UEFA, a nawet to, jakich wyborów na piłkarskiej emeryturze dokonują byłe gwiazdy futbolu. Dziś jeden z tych przepadków muszę poruszyć, bo uwielbiany przez dekady Francesco Totti właśnie stał się antybohaterem milionów fanów na całym świecie.
Kiedyś: człowiek honoru wierny jednemu klubowi
Pana Piłkarza przedstawiać nie trzeba, ale dla porządku zacznę od kilku słów na temat tej niekwestionowanej legendy włoskiej piłki nożnej. W ilu klubach grał Totti? W jednym. Od 1993 do 2017 roku oddany był AS Romie, co czyni go największą gwiazdą stołecznego klubu. Na przestrzeni lat otrzymał Złotego Buta za zdobytych 26 bramek w sezonie 2006/2007, pięciokrotnie uznawany był za Piłkarza Roku we Włoszech, a w 2006 roku wspólnie z kolegami z reprezentacji wzniósł w Niemczech puchar Mistrza Świata.
Grając dla Giallorossich nigdy nie przyszło mu na myśl, aby zmienić barwy na takie, które umożliwiłyby mu wzniesienie również ligowych pucharów. Przez te wszystkie lata Roma tylko raz wygrała Serie A, w sezonie 2000/2001 i dwukrotnie zdobyła zarówno Puchar Włoch (2006/2007, 2007/2008), jak i Superpuchar (2001/2002, 2007/2008). Totti rozegrał w Romie 601 spotkań i zdobył 248 goli a jego numer „10” został przez klub, co dość oczywiste, zastrzeżony.
Miano legendy niesie ze sobą duży ciężar, bo w wieku 40 lat, całkiem naturalnie, na miejsce Tottiego ówczesny trener, Luciano Spalletti, miał już innych, lepszych zawodników, ale z jego decyzjami o sadzaniu Francesco na ławce nie godzili się ani kibice, ani sam zawodnik. W swoim ostatnim sezonie w roli piłkarza (2016/2017) Totti częściej wchodził na murawę dopiero w końcówkach spotkania, co też wywoływało niesmak. Spalletti żalił się:
– Kiedy wprowadzam Tottiego na parę minut, to okazuję brak szacunku dla legendy. Kiedy nie wpuszczam go w ogóle, to jest jeszcze gorzej…
W 2017 roku gwiazdor Romy zawiesił buty na kołku.
Teraz: rzymski cesarz na rosyjskim dworze
Kilka tygodni temu Francesco Totti przyjął ofertę rosyjskiego bukmachera i stał się twarzą reklamową firmy w kraju zbrodniarzy wojennych. Nie przemówiły do niego apele włoskich kibiców, polityków, ani dziennikarzy, przemówiły za to wielkie pieniądze z sześcioma zerami. Włoskie media pełne są ostrych komentarzy krytykujących „kłanianie się reżimowi Putina”, ale sam zainteresowany zdaje się nie przyjmować ich do siebie.
– Mój służbowy wyjazd do Moskwy wywołuje od wielu dni niekończące się polemiki. Nie jestem politykiem ani dyplomatą, jestem człowiekiem sportu, który promuje jego wartości na świecie.
W ten sposób Totti odpiera ataki i absolutnie nie widzi nic złego w wizytowaniu Rosji. Mało tego, w podróż zabrał ze sobą syna, 19-letniego Cristiana.
Im więcej Totti mówi na ten temat, tym bardziej się pogrąża. Stwierdził bowiem, że gdyby ktoś z Kijowa zaprosił go w tym samym celu do Ukrainy, również zgodziłby się przyjechać. Były zawodnik Romy nie widzi nic złego w tym, że odwiedza kraj agresora, bo nie chce mieszać piłki nożnej z polityką. Co do zasady, przecież właśnie tego od ludzi sportu oczekujemy, prawda? Nie mieszania polityki ze sportem. Dlaczego się czepiamy? Dlaczego Włosi piszą: „to hańba!”?
Odpowiadać na te pytania nie będę, bo są oczywiście retoryczne. A i tak każdy z nas ma swoje własne zdanie. Czysto sportowo Totti zawsze będzie dla mnie legendą, Weltmeisterschaft 2006 z jego udziałem to do dziś mój ulubiony turniej, ale, niestety, takie zachowanie kładzie się cieniem na wizerunku. Szkoda mi w tym wszystkim syna Francesco, który nie dość, że jako młody piłkarz od początku zmaga się z legendą ojca, to jeszcze musi mierzyć się z jarzmem jego pozaboiskowych decyzji. Non è bello, signor Francesco.
Photo source: asroma.com.











Odpowiedz na L.F.C. Anuluj pisanie odpowiedzi