Ależ to była fantastyczna odskocznia od futbolu! – napisałabym, gdybym książek o koszykówce nie czytała na co dzień. Muszę jednak zacząć inaczej, bo książki o koszykówce czytam, może nie w takich ilościach, jak te o piłce nożnej, ale jednak, w końcu – hej, niedawno skończyłam tę drugą biografię Dennisa Rodmana. Dlatego jeszcze raz: ależ to była (kolejna!) znakomita pozycja koszykarska od Wydawnictwa SQN!
Ulubione lata dziewięćdziesiąte
Wiecie, co jest lepszym połączeniem od lodów czekoladowych i bakalii? Od Titanica i chusteczek higienicznych? Od piłki nożnej i paczki chipsów? Koszykówka i lata 90. W zasadzie wszystko, co nawiązuje do ostatniej dekady ubiegłego wieku, ma dla mnie ogromną wartość, głównie sentymentalną, ale nie tylko. „Blood in the Garden. Brutalna historia New York Knicks z lat 90.” Chrisa Herringa to opowieść o ostro grającej drużynie z miasta, które nigdy nie śpi, osadzona w uroczych latach, gdy komórka z klapką była nowym, ekstrawaganckim gadżetem (zrobiła wrażenie na właścicielu Charlotte Hornets, George’u Shinnie, gdy Ed Tapscott wyciągnął ją w trakcie negocjacji kontraktowych), a Photoshop jeszcze raczkował (ekipie klubowej udało się zrobić w nim wielki plakat Allana Houstona w stroju Knicks, gdy próbowali namówić go na przenosiny do Nowego Jorku).

Książka zatem nie tylko przenosi mnie na koszykarskie parkiety, ale także do ulubionych lat 90. No i oczywiście do Nowego Jorku! Choć w ciągu około 400 stron podróżujemy z bohaterami po różnych miastach, to jednak wokół Madison Square Garden, najstarszej koszykarskiej areny NBA, toczy się najwięcej akcji. Autor oprowadza nas nie tylko po parkiecie i trybunach, ale także odkrywa przed nami kuluary zarządcze, biura prezesów, pokoje trenerów, korytarze i szatnie pełne historii, o których nigdy nie dowiedzielibyśmy się, gdyby nie „Blood in the Garden”.
Dwie połowy
Książka wyraźnie dzieli się na dwie części – tę z brylantowym Patem Riley’em, który prowadził Knicksów w latach 1991-1995, oraz tę bez Pata, gdy po nieudanych play-offach z Indianą Pacers w konferencji wschodniej ostatecznie – i w dość kontrowersyjnych okolicznościach – zdecydował się na przejście do Miami Heat. Riley to jednak wielka koszykarska ikona oraz jeden z kluczowych bohaterów naszej opowieści, dlatego jego wątek nie urwał się w połowie książki a jest kontynuowany dalej, szczególnie w kontekście rywalizacji z Nowym Jorkiem i jego powrotami do Garden, gdzie, jak się pewnie domyślacie, nie bywał przyjmowany w najcieplejszych słowach.

Knicksów przejął Don Nelson, ale nie miał on już ani takiej klasy i prezencji, ani takiego szacunku wśród swoich zawodników, jakie miał jego poprzednik. Nelson, dosłownie, najadł się tylu nerwów ze swoją nierozumiejącą go drużyną, że projektant Tommy Hilfigher, który prosił o możliwość dostarczania trenerowi przez cały sezon garderoby, musiał kilkukrotnie ściągać z niego miarę. Po Nelsonie drużynę objął Jeff van Gundy, który szacunek akurat miał, bo zapracował na niego jako najbardziej oddany drużynie – i śpiący w swoim biurze – były wieloletni asystent Riley’a. Van Gundy wprowadził Knicksów w nowe tysiąclecie.
Historia naprawdę brutalna?
Sama opowieść nie jest brutalna, nazwałabym ją raczej wciągającą i interesującą. Pełną napięcia. Momentami czułam się, jakbym czytała fikcyjną powieść, w której autor stara się nas ze strony na stronę coraz bardziej zaskoczyć. Bardzo podobało mi się wplatanie historii poszczególnych zawodników, czyli w zasadzie wykraczanie poza lata 90. Autor przybliża dzieciństwo, okres dorastania, wątki rodzinne i miłosne m.in. Patricka Ewinga, Charlesa Oakley’a, czy Anthony’ego Masona i przez ten pryzmat możemy spojrzeć na ich późniejsze zachowanie i podejmowane decyzje.
Brutalna była oczywiście gra Knicksów. Brutalny, czy może raczej surowy, był Pat Riley. Brutalnie z rzeczywistością w Nowym Jorku zderzył się Dan Nelson, brutalnie Knicks mierzyli się ze swoimi rywalami na parkiecie. Szczególnie z niepokonanymi Chicago Bulls Michaela Jordana i Scottiego Pippena, a potem także Indianą Pacers i Reggiem Millerem, który przez lata beefował się z największym kibicem New York Knicks, reżyserem Spikem Lee, co zresztą bardzo dokładnie opisane zostało w książce.

W końcu, koszykarze byli brutalni sami dla siebie, wewnątrz zespołu. Wielokrotnie słabsi zawodnicy schodzili z treningowych boisk zakrwawieni lub poważnie kontuzjowani, bo tak walczyło się o miejsce w składzie, tak przygotowywało się do krwawej walki z rywalami. Krew się lała, krew buzowała, wszędzie krew, krew, krew. To poniekąd doprowadziło do ewolucji przepisów NBA, bo to właśnie najbrutalniej grający Oakley, który przodował w rankingach liczby niesportowych zachowań, zmotywował władze ligi do wprowadzenia nowego przepisu o karaniu zawieszeniem graczy o największej liczbie przewinień.
Czy w ciągu omawianej dekady swoją ostrą, fizyczną grą udało się Knicksom sięgnąć po „mistrzostwo świata”? Tego nie zdradzę, bo jeśli dotychczas nie zagłębialiście się w historię NBA, to tym ciekawiej będzie Wam się przewracało kolejne strony. „Blood in the Garden” to nie tylko kolekcjonerska perełka dla kibiców koszykówki, ale także atrakcyjna pozycja dla lubiących czytać w ogóle. Zwłaszcza, jeśli szukacie czegoś trzymającego w napięciu. Gorąco polecam!











Odpowiedz na Jurek Anuluj pisanie odpowiedzi