Ten jeden Katar, który każdy chciałby mieć

Wczoraj wieczorem miałam wrażenie, że przeniosłam się na dwie godziny w czasie, konkretnie do roku 2016. Przypomniałam sobie dokładnie te same emocje, które towarzyszyły mi podczas Euro we Francji. Dawno zapomniana w kontekście polskiej reprezentacji nadzieja, zainteresowanie, euforia po końcowym gwizdku i wzruszenie – to wszystko wróciło. Tuż po dezercji Paulo Sousy pisałam, że potrzebny jest nam Nawałka vol. 2 – ktoś taki jak on. Z podobnym spojrzeniem, szeroką wiedzą na temat polskich realiów, znajomością piłkarskich możliwości zawodników oraz umiejętnością skutecznej motywacji i wyciągania z Polaków tego, co najlepsze (i ostatnio głęboko ukryte). Definicją tych słów okazał się być Czesław Michniewicz.

Może nie należy wyciągać wniosków po dwóch meczach pod wodzą nowego trenera, ale pana Czesława znamy przecież nie od dziś. Z czystym sumieniem możemy nazwać go ekspertem od awansów. Trenował już reprezentację do lat 21 i to pod jego wodzą udało się nam zakwalifikować do turnieju finałowego Mistrzostw Europy U21 w 2019 roku po raz pierwszy od 1994 roku. Z Legią Warszawa, poza zdobyciem tytułu Mistrza Polski w sezonie 2020/2021, zawędrował do fazy grupowej Ligi Europy 2021/2022. Dziś świętuje dołączenie do grona pozostałych 11 europejskich krajów, które w listopadzie polecą na Mundial do Kataru. To będzie wyjątkowo gorący przedświąteczny okres. Finałowe spotkanie zostanie rozegrane 18 grudnia, więc bez względu na to, kto zagra pierwszoplanowe role na Lusail Stadium, do wigilijnego stołu powinniśmy zasiąść ze spokojem.

Nie wiemy, jak potoczyłyby się losy reprezentacji Polski, gdyby mecz barażowy przeciwko Rosji doszedł do skutku. Rosjanie wciąż nie mogą pogodzić się z walkowerem, zarzucając Polakom „odrzucenie uczciwej walki i podążenie drogą intryg i układów” – tak dla portalu sport-express.ru wypowiedział się były trener Sbornej, Oleg Romancew. Z jego ust padło jeszcze wiele innych kąśliwych uwag, które zwieńczył stwierdzeniem, że dla niego polska drużyna z Robertem Lewandowskim na czele już nie istnieje. Cóż, dla wszystkich innych to właśnie Sborna zniknęła z futbolowej mapy świata… Jedno jest pewne – wygrana ze Szwecją była w pełni zasłużona, potwierdza to nawet zaawansowana matematyka. Współczynnik goli oczekiwanych wyniósł 1.92, więc Polacy w pełni wykorzystali swoje szanse zdobywając ostatecznie 2 bramki. Dla Szwecji współczynnik wyniósł 1.10, więc teoretycznie/matematycznie powinni zdobyć jedną bramkę, niemniej znakomita postawa Wojciecha Szczęsnego (o, tego też dawno nie pisałam) uniemożliwiła Szwedom zapisanie na swoim koncie nawet tego jednego gola.

Do skuteczności Roberta Lewandowskiego jesteśmy już przyzwyczajeni. Zwłaszcza, tak jak wczoraj, gdy ma możliwość wykonywania rzutu karnego. Robert Lewandowski to marka, najlepszy zawodnik na świecie. Jego przyjęcia, podania, operatywność i umiejętność znalezienia się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, jego boiskowa inteligencja i maestria, zdolność do dokonywania rzeczy niemożliwych, profesjonalizm i opanowanie, zdolność kreacji akcji nie tylko pod samą bramką rywala, ale także w środku pola, jego zawziętość i pojawianie się nie wiadomo skąd w linii obrony ratując niejednokrotnie drużynę z opresji, jego doświadczenie i świadomość gry to tylko garstka cech opisujących naszego najlepszego zawodnika. Jednak dla mnie od lat bohaterem numer jeden reprezentacji jest Kamil Glik. Jego waleczność i wytrwałość są nieprzeciętne. Wczorajszy mecz rozegrał z urazem, który dawał mu się we znaki od pierwszej minuty spotkania. Wytrwał jednak do samego końca niejednokrotnie ratując sytuację i nie popełniając żadnego poważnego błędu czy przewinienia. Jego poświęcenie będzie skutkowało prawdopodobnie kilkutygodniową przerwą na doleczenie kontuzji, niemniej solidna rehabilitacja, odpoczynek, a potem spokojny powrót do treningów i regularnej gry naładują go na zimowy Mundial w Katarze.

Przygoda reprezentacji Polski z mistrzostwami w ostatnim dwudziestoleciu to zwykle ten sam schemat: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor. Jednak dla jednego z naszych reprezentantów to właśnie wczorajsze starcie ze Szwecją było swojego rodzaju meczem o honor. Fatalna postawa Grzegorza Krychowiaka podczas Euro 2020 oraz fala krytyki z jaką musiał zmagać się po pamiętnej czerwonej kartce w meczu ze Słowacją mocno odbiła się na jego psychice, co widać było podczas wczorajszego wywiadu „na gorąco”. Również w trakcie pomeczowej konferencji prasowej, na której pojawił się wraz z Czesławem Michniewiczem, zwrócił uwagę na zupełnie inne okoliczności i emocje towarzyszące wczorajszemu spotkaniu. Rok temu musiał przepraszać z swój błąd, dziś, z uśmiechem na twarzy, przyjmuje pochwały za dobrą postawę – również od selekcjonera. W trakcie wypowiedzi na temat nieznalezienia się w podstawowym składzie Michniewicz złapał go za rękę i oświadczył czule, że Krycha już nigdy nie wejdzie za jego kadencji z ławki. Już jeden trenerski wirtuoz obiecał naszemu zawodnikowi, że zawsze będzie numerem jeden – dziś ten „wybitny” szkoleniowiec składa kolejne trywialne obietnice w lidze brazylijskiej. Jednak między Michniewiczem a zawodnikami widać zupełnie inny poziom współpracy, zrozumienia i współzależności. Jego łzy, zoomowane przez operatorów po końcowym gwizdku, na pewno wzruszyły nie jednego kibica.

Oby takich wieczorów było przed nami jak najwięcej. Życzę sobie tego, póki wciąż trzyma mnie pomeczowa euforia i umiłowanie naszych orłów. Od lat na wielkich imprezach zwykły w wyższym stopniu interesować mnie mecze Holandii, Belgii, Hiszpanii czy Senegalu. Dziś chciałabym, aby Mistrz Afryki zmierzył się z Polską w finale Mundialu w Katarze. I choć wyjęłam to figlarne życzenie z folderu „baśnie i bajki” to myślę, że mogę odważnie przełożyć je do katalogu „non-fiction” – w końcu kto z nas spodziewał się, że Mistrzowie Europy, Włosi, nie pojadą na Mundial kosztem Macedonii Północnej? Kto przewidział, że Francja, wciąż jeszcze aktualny Mistrz Świata, odpadnie z Euro 2020 w 1/8 finału ze Szwajcarią? Kto od samego początku wiedział, że Grecja wygra Mistrzostwa Europy 2004? Kto wierzył w triumf Danii na Euro 1992? Piłka nożna jest nieprzewidywalna, proszę państwa. A marzenia podobno się spełniają.

Photo source: wprost.pl.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect