Walijski piłkarz i brytyjski aktor filmowy – tak pisze o nim Wikipedia. Częściej grał jednak w filmach, niż dla reprezentacji. W narodowym trykocie wystąpił tylko dziewięć razy, dużo częściej pojawiał się za to w kinowych produkcjach, o czym świadczy długa, jak na sportowca, lista tytułów z jego udziałem na Filmwebie. Z reguły obsadzano go do ról twardzieli i bad-boyów, ale czy faktycznie był taki na piłkarskich murawach? Przed państwem – Vinnie Jones!
Twardziel na ekranie, twardziel na murawie?
Oczywiście, że tak! Vinnie Jones to jeden z najagresywniej grających piłkarzy w historii piłki nożnej. Myślę, że obsadzanie go do ról zbirów i bandziorów w połowie wynikało właśnie z jego brutalności na murawie, a w drugiej połowie… z aparycji, która zdecydowanie lepiej pasowała do złego charakteru, niż przystojnego amanta. Choć jak się później okaże, Vinnie to także bohater niezwykle romantycznej (i niestety smutnej) historii miłosnej, której scenariusz napisało mu życie. Ale o tym za chwilę.
Jones na przestrzeni swojej kariery występował w Leeds United, Sheffield United, Chelsea i Queens Park Rangers, ale najlepiej zapamiętamy go z gry w barwach Wimbledonu (1986-1989 i 1992-1998), nazywanego w latach 80. i 90. „szalonym gangiem”. Przydomek nieprzypadkowy, a Vinnie idealnie wpisywał się w obraz szaleńców na zielonej trawie. Kosił wszystkich. Nie ważne było nazwisko na koszulce przeciwnika, jeśli stanął mu na drodze Paul Gascoigne, skosił Paula Gascoigne’a. Jeśli był to Eric Cantona – również jego strata.
Gracz Tottenhamu, Gary Stevens, miał to nieszczęście, że znalazł się na linii korków Jonesa w meczu przeciwko Wimbledonowi, ale to, jak próbujecie sobie teraz wyobrazić ten faul, ma się nijak do tego, jak wyglądało to naprawdę. Stevens był już solidnie kryty przez innego zawodnika, Johna Fashnau’a, a Jones z impetem wjechał w obu graczy i aż dziw bierze, że jego klubowy kolega wyszedł z tej akcji bez szwanku. Co innego Stevens – kontuzja, której się nabawił, uniemożliwiła mu powrót do formy sprzed urazu i zmusiła go do przedwczesnego zakończenia kariery.
Król wślizgów i rękoczynów
Określenie „król wślizgów” ma niezwykle negatywny wydźwięk i oznacza kogoś, kto popełnia duże błędy w obronie. No bo czym jest wślizg? Konsekwencją niezatrzymania przeciwnika i pozwolenia mu na wbiegnięcie z piłką tam, gdzie nie powinno go być. Jeśli obrońca nie jest w stanie „na stojąco” powstrzymać biegnącego z piłką przeciwnika, wówczas desperacko próbuje zrobić to wślizgiem i nawet jeśli mu się uda, to wciąż jest to konsekwencja popełnionego wcześniej błędu. Dlatego światowej klasy obrońcy, tacy jak Paolo Maldini czy Xabi Alonso, wielokrotnie mówili o tym żeby nie zachwycać się wślizgami defensorów i nie wymieniać ich w kategoriach zalet.
Ale dzisiaj mówimy o Vinniem Jonesie! On zamiast strzelonych bramek, asyst czy czystych obron wolał kolekcjonować te nieczyste. W meczu przeciwko Manchesterowi United w 1994 roku już na samym początku wybrał sobie za cel ataków Roy’a Keane’a, który sam przecież uchodził za boiskowego brutala. Oczywiście w całym spotkaniu obrywali także inni, a wspomnianego Erica Cantonę nasz bohater uderzył w udo… tyłem głowy. O rękoczynach wiele nie napiszę, ale na kartach historii futbolu można znaleźć zdjęcie Jonesa trzymającego Paula Gascoigne’a za jego najwrażliwszą część ciała. Ot, cały Vinnie!
Mąż, który nie pogodził się ze śmiercią żony
Niejedna kobieta, widząc takiego wiecznie nabuzowanego testosteronem i agresywnego faceta, uciekałaby gdzie pieprz rośnie (ja na pewno), ale nie Tanya Jones. Tanya znała Vinniego od nastoletnich lat i mimo to (ot, taka mała złośliwość) zakochała się w nim i zgodziła się na ślub, do którego doszło w 1994 roku. Vinnie wiele razy podkreślał, że przez jego zachowanie Tanya mogłaby go już dawno zostawić, ale wciąż trwała przy nim, była jego ostoją, aż do ostatniego tchu.
W 2013 roku u obojga państwa Jones zdiagnozowano raka skóry. Vinniemu udało się go pokonać, ale jego żona nie miała tyle szczęścia. Wcześniej, w wieku 21 lat, Tanya przechodziła już przeszczep serca, a następnie raka szyjki macicy. Kolejny nowotwór był wywołany prawdopodobnie przez leki immunosupresyjne. Bardzo cierpiała i po sześciu latach walki zmarła, a Vinnie do dziś nie może pozbierać się po utracie ukochanej. Za fasadą wielkiego twardziela kryje się wrażliwy człowiek, który zmaga się z emocjami jak każdy inny.
Vinnie nie do końca lubi metkę twardziela, z którą wystawia się go na świecznik przy każdej możliwej okazji. Wielokrotnie podkreślał, że na boisku (lub w barowych kuluarach, gdzie zdarzało mu się brać udział w bójkach) bywali silniejsi fizycznie od niego. Jedyne, z czym się zgadza, to uznanie dla siły mentalnej. Życie doświadczyło go na tyle, że szybko stał się twardzielem w aspekcie psychicznym.
Filmowy rzezimieszek obsadzany po warunkach
W 1998 roku Jones powiesił korki na kołku i od razu otrzymał możliwość zagrania w produkcji Guy’a Ritchiego. Według publiczności BAFTA „Porachunki” okrzyknięte zostały najlepszym filmem roku, a w rolę Big Chrisa Jones wcielił się tak dobrze, że kolejne propozycje występów w filmach akcji zaczęły spływać jedna po drugiej. Hollywood zyskało charyzmatyczną, oryginalnie atrakcyjną twarz, która przez lata regularnie pojawiała się w naprawdę dobrych filmowych produkcjach.
Hej! W końcu na Filmwebie Vinnie ma ocenę 7,7/10! Czyli tyle samo, co Nicolas Cage i Andrzej Grabowski. „60 sekund”, „Przekręt”, „Dżentelmeni”, czy „Galavant” to znane tytuły, w których zagrał Jones. Sama obejrzałam ostatnio po raz drugi „Mecz ostatniej szansy” i naprawdę nie wyobrażam sobie, żeby rola Danny’ego Meehana mogła przypaść komuś innemu. Były piłkarz, który trafia do więzienia i przygotowuje współwięźniów do meczu przeciwko drużynie strażników? C’mon!
Wydaje mi się, że najbardziej znaną sceną z udziałem Jonesa jest ta z niekoniecznie górnolotnego, ale niewątpliwie popularnego filmu „Eurotrip” z 2004 roku. Grupa przyjaciół rusza w szaloną podróż po Europie, podczas której trafia między innymi na bandę brytyjskich chuliganów z Mad Maynardem (naszym Vinniem) na czele. Mówi się, że niektórzy aktorzy do swoich ról są obsadzani „po warunkach”. Jones jest definicją tego stwierdzenia. Jeśli kiedykolwiek powstanie kolejna część „Hooligans”, Vinnie powinien się w niej w końcu znaleźć.
Na ekranie zdecydowanie tak, ale czy w dzisiejszym futbolu jest miejsce dla drugiego Vinniego Jonesa? Nastała era VAR-u i zawodnik, który kiedyś uczył kolegów, jak zrobić możliwie największą krzywdę rywalowi tak, aby nie widział tego sędzia, dziś nie wygrałby z technologią. Lata 90. miały swoich nieoczywistych bohaterów i niewątpliwie jednym z nich był charyzmatyczny Walijczyk o wyglądzie zakapiora. Dziś Vinnie mieszka na farmie w West Sussex i wciąż jest aktywnym zawodowo aktorem. Życzę mu, aby zagrał w większej liczbie filmów, niż liczba kartek, jakie otrzymał podczas kariery piłkarskiej!











Skomentuj