Jakie jest wasze pierwsze skojarzenie, gdy słyszycie nazwisko Willy’ego Sagnola? Były znany piłkarz reprezentacji Francji, czy obecny trener reprezentacji Gruzji? Oczywiście obie odpowiedzi są poprawne, ale gdy po raz pierwszy usłyszałam, gdzie zatrudnia się w 2021 roku były asystent Carlo Ancelotti’ego, trochę się zaskoczyłam. A nie powinnam, bo przecież takie, a nawet bardziej egzotyczne drogi wybierali już inni byli zawodnicy, grający w przeszłości w europejskich klubach.
Egzotyczne kraje i nieegzotyczni trenerzy
Arabia Saudyjska – pamiętacie Rene Harvarda? Nie był może zawodnikiem wybitnym, nawet nie grał w żadnym z topowych klubów, ale jako coach prowadził już Lille OSC w Ligue 1 oraz FC Sochaux-Montbéliard w Ligue 2. A poza tym Zambię, która dzięki niemu po raz pierwszy w historii wzniosła puchar Mistrza Afryki, Angolę, Wybrzeże Kości Słoniowej, z którym również wygrał Puchar Narodów Afryki oraz Maroko. Obecnie trenuje kobiecą reprezentację Francji w piłce nożnej, ale zanim wrócił do ojczyzny, przez 3,5 roku uczył grać Saudyjczyków, których największym dotychczasowym triumfem pozostaje wygranie meczu fazy grupowej Mistrzostw Świata w Katarze w 2022 roku przeciwko Argentynie Leo Messiego. Dziś za arabskimi sterami stoi o wiele bardziej znany Europejczyk, Roberto Mancini.
59-letni Włoch zdobył z reprezentacją Italii Mistrzostwo Europy w 2021 roku i kilka klubowych mistrzostw z Interem Mediolan i Manchesterem City. Czy dla takiego nazwiska nie było już pracy w Europie? Czy może skusiły go horrendalne pieniądze arabskich magnatów? A może potrzeba wielkich wyzwań, bo w końcu zajść daleko z 56. drużyną rankingu FIFA to nie lada wyczyn. Może brzmię trochę europocentrycznie, ale cokolwiek skłoniło Manciniego do wyjazdu, trzeba przestać się temu dziwić, bo obejmowanie azjatyckich, czy afrykańskich drużyn przez europejskich trenerów staje się od pewnego czasu normą. Wszyscy żyjemy przecież w globalnej wiosce, dlatego nie ma się też co dziwić, że i w drugą stronę doświadczamy unifikacji – na przykład poprzez zapraszanie do europejskich pucharów krajów spoza Europy.
Ekspansja europejskiego futbolu
No bo weźmy taką Gruzję, czy Izrael. Ba, geograficznie nawet Turcję – przecież kraj Recepa Erdogana tylko w 3% leży w Europie! A jednak wszystkie te państwa zapraszamy do gry w Mistrzostwach Europy. W obecnej edycji zarówno Turcja jak i Gruzja awansowały do 1/8 finału Euro, natomiast Izrael odpadł w eliminacjach. Można dyskutować nad słusznością takiej ekspansji europejskiego futbolu, ale z drugiej strony (i wcale nie tej finansowej, choć dla UEFA to oczywiście powód fundamentalny) na meczach Turków czy Gruzinów, dużo się dzieje. Ci drudzy mają dotychczas najwięcej odbiorów piłek, najwięcej interwencji bramkarzy i są czwartą drużyną w statystyce dryblingów fazy grupowej Euro.
Jak daleko zajdzie Gruzja?
Większość z nas nie spodziewała się, że Gruzja w ogóle wyjdzie z grupy, niemniej przedturniejowe analizy dawały na to więcej szans beniaminkowi, niż na przykład Albanii, uważanej przez wielu za czarnego konia turnieju. Królowa nauk, matematyka, miała jednak rację i to podopieczni Sagnola zmierzą się teraz w 1/8 finału z Hiszpanią. Eliminacje do turnieju były dla Gruzinów drogą mocno wyboistą i dopiero w rzutach karnych barażowego finału przeciwko Grecji, prowadzonego zresztą przez naszego Szymona Marciniaka, podopieczni Willy’ego Sagnola zagwarantowali sobie miejsce w gronie 24 najlepszych drużyn w Europie.
Szanse na wygranie całego turnieju już nie klarują się tak optymistycznie, to samo źródło analityczne ocenia wzniesienie przez Gruzinów pucharu Mistrza Europy na 0,1%. I nie zdziwię się, jeśli odpadną właśnie teraz, bo ekipa Luisa de la Fuente spisuje się od początku turnieju solidnie. W przeciwieństwie do większości faworytów, którzy w fazie grupowej zawodzili. Spotkania Rumunii, czy Austrii były o wiele ciekawsze, niż te Anglii, Włoch (chyba, że grali z Albanią) i Francji (z wyjątkiem tego rozgrywanego właśnie przeciwko Austrii). Pamiętajmy też, że w drodze do Euro Hiszpanie pokonali Gruzinów aż 7:1…
Klucz do sukcesu Willy’ego Sagnola
Mam jednak wrażenie, że te kilka miesięcy zmieniło reprezentację Gruzji, może nie o 180, ale na pewno o dużo stopni. Willy Sagnol dociera się z zespołem, potrafi dobrze nim zarządzać, a kluczem do dotychczasowych sukcesów (małych, ale w ich skali całkiem satysfakcjonujących) jest niewątpliwie umiejętność połączenia doświadczenia z młodością – to potencjał, który trzeba umieć wykorzystać. Starsi zawodnicy i ich boiskowa rutyna plus świeża krew nowego pokolenia z zasady powinny dawać najlepsze, długofalowe rezultaty. Powoli zaczynamy widzieć to również w naszej reprezentacji, ale tak jak w przypadku Sagnola, tak i w przypadku Michała Probierza, trenerowi należy dać szanse i czas. I pozwolić popełniać błędy, bo na nich każdy uczy się najlepiej.
A jeśli w drużynie jest jeszcze pozytywna atmosfera, to wspomniany klucz do sukcesu powinien z łatwością przekręcić się w zamku. Gruzini czują dobry vibe, bo ich francuski selekcjoner jest niezwykle otwarty, choć nie sprawiał może takiego wrażenia w trakcie meczu przeciwko Portugalii. Internet obiegł film, na którym zdobywający gola na 1:0 Chwicza Kwaracchelia już w drugiej minucie wprowadza w euforię kibiców, zawodników i trenerski sztab, ale z wyłączeniem właśnie Sagnola, któremu nawet brew nie drgnęła. Jakim cudem, skoro nawet ja, w porywie zachwytu i niedowierzania, krzyknęłam „wooow”!
Willy triumfator
Ewidentnie udzieliła mu się maniera Ancelotti’ego, choć rolę jego asystenta pełnił raptem trzy miesiące. Wcześniej, Sagnol pełnił w Bayernie także funkcję skauta, ale oczywiście najlepiej dał się zapamiętać jako piłkarz. Zdobył z bawarskim klubem pięć mistrzostw kraju, cztery krajowe puchary i najcenniejsze europejskie trofeum – puchar Ligi Mistrzów. Ja jednak najlepiej pamiętam go z Mistrzostw Świata 2006, rozgrywanych również w Niemczech. Wówczas reprezentacja Francji dotarła do samego finału rozgrywek, gdzie Trójkolorowi musieli uznać wyższość Italii i zadowolić się srebrnymi medalami. Sagnol zagrał we wszystkich meczach.
Jak daleko na niemieckiej ziemi zajdzie tym razem? Jego ekipa jest dziś zupełnie inna, niż ta, z którą jako zawodnik zdobywał wicemistrzostwo świata. Francja od zawsze występuje w roli faworyta, od Gruzji nikt niczego nie oczekuje. Liczę, że Gruzini napiszą piękną historię i ucieszą jeszcze swoich zapatrzonych w narodowe barwy kibiców. – Chcemy mocno zaznaczyć swój występ [na Euro] a nie tylko być – powiedział Kwaracchelia. Myślę, że cel został osiągnięty, oni nic już nie muszą. Ale ile mogą!











Skomentuj