Podsumowanie pierwszej kolejki fazy grupowej ME 2024: słabsi górą!

Wiecie, jakie mam wnioski po pierwszej kolejce fazy grupowej Mistrzostw Europy 2024? Mecze teoretycznie słabszych drużyn, tak zwanych underdogów, ogląda się lepiej, niż rywalizację wielkich faworytów. No, poza Niemcami, bo to od samego początku moi pretendenci do wzniesienia pucharu 14 lipca i jak na razie pokazali na swojej ziemi najwyższą klasę. Cała reszta wymaga kilku słów komentarza.

No bo weźmy na przykład takich Anglików. Wielu ekspertów obstawiało, że to właśnie tegoroczny turniej przełamie trwającą aż 58 lat passę bez zwycięstw na mistrzostwach świata lub Europy i równie wielu typowało Harry’ego Kane’a na króla strzelców. Jak na potencjalnego mistrza strzelania napastnik Bayernu Monachium zaczął słabo, bo nie zanotował żadnego gola na swoim koncie w starciu z Serbią. O właśnie, Serbia bardzo mi się podobała, choć miałam pewne obawy co do ich występów na Euro. Zapamiętałam ich z Mundialu w Katarze w 2022 roku i okazali się wówczas niezwykle brutalni, tacy bałkańsko-bestialscy.

W meczu przeciwko Lwom Albionu pokazali znany sobie charakter i mało brakowało, aby przynajmniej zremisować to spotkanie. Niestety (z punktu widzenia serbskich kibiców), Jude Bellingham był jedynym, który wpisał się na listę strzelców, a największa gwiazda Serbii, grający na co dzień w Juventusie Dusan Vlahovic, nie zdołał poważnie zagrozić bramce Jordana Pickforda. The Suntrafnie skomentował postawę drużyny Garetha Southgate’a: – Anglia nie była przekonująca – Kane w dużej mierze pełnił rolę widza, Foden nie robił wrażenia, a Serbia sprawiła naszej obronie kilka nerwowych momentów. I dlatego na starcie Serbii z Chorwacją czekam dziś bardziej, niż na jutrzejszą potyczkę Anglii z Danią, która w niedzielę zremisowała z ekipą Słowenii 1:1.

Albania to kolejny underdog, z którym obrońcy tytułu mistrza Europy, Włosi, namęczyli się w sobotnim spotkaniu rozgrywanym na BVB Stadion w Dortmundzie. Celowo nie napisałam: Signal Iduna Park, bo w trakcie międzynarodowych imprez takich jak Mistrzostwa Świata czy Mistrzostwa Europy, sponsorzy „znikają” z nazw sportowych obiektów, a te otrzymują tak zwane nazwy turniejowe. Stąd też Allianz Arena Bayernu Monachium jest dziś Munich Football Areną, a Red Bull Arena, na którym na co dzień gra RB Lipsk, to po prostu Leipzig Stadium.

Albańczycy są czarnym koniem grupy śmierci, oprócz Azzurich są w niej Hiszpanie oraz Chorwaci i właśnie z ekipą Luki Modricia będą mierzyć się dziś podopieczni brazylijskiego trenera (i byłego piłkarza), Sylvinho. Szykuje nam się niezwykle interesujący, bałkański pojedynek – mam nadzieję, że obie drużyny pokażą swój ognisty temperament i zaprezentują wysokie tempo spotkania już od samego początku. To właśnie albański pomocnik, Nedim Bajrami, jest autorem najszybciej strzelonego gola w historii ME – w sobotę zrobił to już w 23. sekundzie gry. Może dziś ktoś pokusi się o pobicie tego rekordu.

Inny były piłkarz, Willy Sagnol, także prowadzi dość egzotyczną, debiutującą na Euro drużynę – Gruzję. I znowu – Gruzja z Turcją dały nam wczoraj więcej emocji, niż Anglia czy Francja, która także wymęczyła jednobramkowe zwycięstwo przeciwko Austrii (niestety, bardzo dobrze grającej Austrii). Dość odważne stwierdzenie, prawda? Wbić szpilkę futbolowym hegemonom i uznać wyższość, przynajmniej w aspekcie widowiskowym i emocjonalnym, krajom, które nawet nie  leżą w Europie… Fakt, trochę mi to ciężko przechodzi przez klawiaturę, ale taka jest natura wielkich turniejów. Beniaminkowie oraz drużyny, na które nikt nie stawia, grają z luzem i bez ciśnienia, bez oczekiwań, natomiast tych wielkich presja uciska bardzo mocno.

Dlatego tak dobrze oglądało się również starcie Rumunii z Ukrainą, choć ta druga wcale nie występowała w roli turniejowego słabeusza. Andrij Łunin, goalkeeper Realu Madryt w bramce, Artem Dovbyk, król strzelców ligi hiszpańskiej w ataku, do tego Aleksandr Zinchenko i Michaił Mudryk, grający na co dzień w najsilniejszej lidze świata, Premier League… Wydawało się, że mając w grupie Belgów, Rumunów i Słowaków, to właśnie nasz wschodni sąsiad, razem z drużyną prowadzoną przez Domenico Tedesco, zagwarantują sobie dwa pierwsze miejsca w tabeli i tym samym bez problemu awansują do fazy pucharowej ME.

Tymczasem to właśnie Belgia i Ukraina zajmują kolejno trzecie i czwarte miejsce. Słowacja pokonała tych pierwszych 1:0 a o wielkim pechu może mówić Romelu Lukaku, którego dwa gole po weryfikacji VAR zostały anulowane. Myślę, że w przypadku rosłego napastnika AS Romy możemy śmiało mówić o klątwie wiszącej nad jego głową już od czasu gry w Chelsea.

Piękny spektakl dała nam reprezentacja Rumunii, nad którą po bramce na 3:0 zaczęłam się mocno zastanawiać – to na pewno Rumunia, czy może Brazylia? Ubrani na żółto niczym słynni Canarinhos zaskoczyli ciekawą, dynamiczną i odważną grą, czego nikt z nas się chyba nie spodziewał. Nie mówię, że taki jednorazowy występ zaprowadzi ich do półfinału czy finału ME, ale po takim starcie na pewno duch walki będzie im towarzyszył w kolejnych spotkaniach, również przeciwko trzeciej ekipie świata, trójkolorowych znad Skaldy.

Dziś rusza druga kolejka fazy grupowej, a po niej zacznie się już zaawansowana matematyka. Kto musi wygrać ostatnie spotkanie, komu wystarczy remis, kto będzie musiał liczyć na rozstrzygnięcia innych meczów, kto awansuje z trzeciego miejsca, komu potrzebny będzie lepszy bilans bramkowy – analiz będzie bez liku, a pamiętajmy, że w piątek rozpoczyna się kolejna wielka impreza – Copa America 2024. Obym się już w tym wszystkim nie pogubiła i nie czekała na jakieś starcie Polski z Argentyną lub Francji z Kolumbią, bo po tylu meczach, statystykach, analizach, komentarzach i to w różnych strefach czasowych mogę nawet zapomnieć, jak się nazywam. Ale to jest właśnie piękno futbolu!

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect