Wczorajszy półfinał Ligi Mistrzów Realu Madryt z Bayernem Monachium to kalka finału z 1999 roku tej drugiej drużyny z Manchesterem United. Tyle tylko, że pierwszy gol padł nie w 6., a w 68. minucie. Potem już wróciły demony Bayernu i dwie, szybkie akcje w końcówce spotkania pogrzebały szanse Bawarczyków na awans do Der Klassiker. Niemieckiego klasyka nie będzie, bo do czekającej od wtorku Borussi Dortmund dołączył królewski, hiszpański hegemon.
1 czerwca możemy być świadkami niejednej niespodzianki. Największą byłaby oczywiście wygrana żółto-czarnych, ale z drugiej strony zaskakiwać może nas znowu nieoczywisty lider, na którego wyrasta nam właśnie Joselu. Czy już możemy mówić o nim, jak o najbardziej niedocenianym zawodniku? No, może nie, tak samo ten „lider” trochę na wyrost, ale to, w jakim stylu pokonał wczoraj Bayern, zasługuje na oklaski i porządny felieton.
Joselu, a właściwie José Luis Mato Sanmartín, niby zawodnikiem Realu jest, ale już za niecałe dwa miesiące powinien wrócić do Espanyolu, drugoligowego (!) Espanyolu, który walczyć będzie w barażach o powrót do La Liga. Czy to jest właściwe miejsce dla piłkarza, który właśnie zagwarantował Królewskim awans do najbardziej prestiżowego finału europejskich rozgrywek? Chyba nie. Ale nic mnie już nie zdziwi, bo na przestrzeni długiej kariery (Joselu skończył w marcu 34 lata) wielokrotnie nie był doceniany, a na pewno nie był przeceniany.
Najlepszym tego przykładem jest sezon, w którym trafił na Santiago Bernabeu po raz pierwszy. W 2009 roku zaczynał od grania w rezerwach i bardzo ciężko było mu przebić się do podstawowego składu. Za napastnikiem powinny przemawiać liczby, a te Joselu miał, bo w 70 spotkaniach trafiał do bramki 40 razy, co po szybkim, prostym przeliczeniu daje pół bramki na mecz. Jak na 19-latka, to całkiem dobra statystyka, takim młodziakom warto dawać szanse przynajmniej na wejścia z ławki. Na taką okazję musiał czekać do ostatniej kolejki sezonu 2020/2011, a dał mu ją inny Jose, nieco bardziej znany, The Special One – Mourinho. Joselu wszedł na boisko pod koniec jednostronnej batalii przeciwko Almerii, gdzie Real atakował bezbronnych Andaluzyjczyków i prowadził już 7:1. Domyślacie się, kto strzelił ostatniego, pieczętującego wynik na 8:1 gola?
To niebywałe, jak zaskakujący jest futbol. Wartość rynkowa Joselu to 5 milionów euro, a grającego w lidze arabskiej – ba, wcale nie grającego! – Neymara, wciąż utrzymuje się na poziomie 45 milionów euro. Kiedy ktoś widział Neymara występującego na boisku? Podpowiem – 3 października 2023 roku zagrał po raz ostatni w meczu Al-Hilal z FC Nassaji w azjatyckiej Champions League. Według mnie, brzmi to absurdalnie i nie chodzi mi o to, żeby porównywać teraz osiągnięcia Brazylijczyka i Hiszpana, ale dziwnie się te wielkie pieniądze w piłce nożnej rozkładają, dziwnie…
Skąd wziął się Joselu? Szybciej będzie powiedzieć, gdzie nie grał, niż gdzie grał. Zaczynał w Celcie Vigo, ale niech Was nie zmyli jego narodowość, wcale w Hiszpanii się nie urodził. Na świat przyszedł w Niemczech i tam też grał, choć nie w Stuttgarcie, z którego pochodził, tylko w Hoffenheim, Frankfurcie i Hannoverze. Potem angielskie Stoke City, Newcastle i znowu powrót na Półwysep Apeniński – Alaves, Espanyol i w końcu Real po raz drugi. Nie dostał wprawdzie „dziewiątki” po Karimie Benzemie, ale właśnie lukę po Francuzie miał w jakimś stopniu wypełnić. Wczorajszy wyczyn był naprawdę godny zdobywcy Złotej Piłki i myślę, że Karim gdzieś tam pod nosem się uśmiechnął.
Sam mecz był niezwykle dynamiczny – przede wszystkim w drugiej połowie. Pierwsza była pod kontrolą Bayernu na tyle, że skutecznie bronili się i nie stracili żadnej bramki. Sami jako pierwsi wyszli po przerwie na prowadzenie dzięki golowi Alphonso Daviesa, ale bardzo gorąco zrobił się Bawarczykom, a najbardziej samemu strzelcowi, dosłownie chwilę po celebracji bramki. Zdobył bowiem drugą, ale samobójczą. VAR zadecydował jednak, że piłka odbita od Kanadyjczyka owszem, wpadła do bramki prawidłowo, ale w przepychance w polu karnym faulowany był Joshua Kimmich, dlatego gol został nieuznany. Potem już było tylko gorzej – oczywiście z perspektywy Thomasa Tuchela i jego podopiecznych.
W 88. minucie Joselu wyrównał wynik, a taki rezultat zapowiadał dogrywkę i ewentualne karne. Po co męczyć się kolejne pół godziny, pomyśleli gracze Carlo Ancelottiego, skoro można ten mecz zakończyć już teraz? Cztery miniuty później Joselu ponownie trafił do bramki, a Santiago Bernabeu oszalało z radości i zachwytu. Temperatura, nawet jak na Hiszpanię, była totalnie poza dopuszczalną skalą. Nie wiem, jakim cudem Bawarczykom udało się jeszcze zebrać w sobie, musiała dobrze zadziałać adrenalina, że udało im się doprowadzić do kolejnego wyrównania – bramkę na 2:2 zdobył Matthijs de Ligt, ale padła ona sekundy po tym, jak prowadzący spotkanie Szymon Marciniak odgwizdał pozycję spaloną.
I tak oto ciemne chmury nadeszły nie tylko nad Bawarię, ale i nad naszą polską ekipę sędziowską, bo w mediach aż huczy od błędu, jaki popełnili, tak szybko decydując się na sygnalizację spalonego. W takiej sytuacji VAR nie mógł interweniować a Polacy, pośrednio, przyczynili się do odpadnięcia Bayernu z dalszej rywalizacji o uszaty puchar. Niemiecką drużynę na pewno najbardziej boli to, że chwilę wcześniej, przy drugiej bramce Joselu, sędziowie dokonali wideoweryfikacji i uznali ją, mając pewność co do prawidłowości akcji. Gdyby tylko sprawdzili na video tę De Ligta…
Szkoda mi trochę tego Bayernu. Po jedenastu latach tracą mistrzostwo kraju, w nie do końca sprawiedliwych, z ich punktu widzenia, okolicznościach tracą szansę na finał Ligi Mistrzów… ale jak przegrywać, to tylko z wielkimi. A takim jest przecież Real Madryt. Sami sędziowie spotkania nie wygrają. Los Blancos jadą tam, gdzie należy im się miejsce, a miejsce w pierwszym składzie należy się też wczorajszemu egzekutorowi, Joselu. Ciekawe, jak potoczy się jego kariera – oddać go Espanyolowi byłoby szkoda, a właśnie pojawia się idealna okazja do wykupienia go po okresie wypożyczenia, upływającym w czerwcu bieżącego roku. Nigdy nie jest za późno na sukces, a Joselu udowadnia, że swój prime time w futbolu można mieć po trzydziestce. Brawo!
Photo source: realmadrid.com.











Skomentuj