Co z tą Chelsea?

Przed meczem myślałam, że będzie 3:0, w trakcie meczu chciałam, żeby było 7:0. Bo już naprawdę nie wiem, co wstrząśnie tą drużyną. 5:0 z Arsenalem? Tego się nie spodziewałam. Chelsea stała się drużyną, której nawet Kai Havertz strzela dwa gole w jednym meczu a Ben White trafia, w sumie przez przypadek, dośrodkowując piłkę… od razu do bramki. Wierzyć dalej w projekt, czy raczej hasztag #Pochettinoout?

Zmiana trenera nic nie da, zmienić należałoby połowę składu, która wyraźnie więcej czasu spędza na zaplataniu fikuśnych warkoczyków, niż na treningu. Mimo iż od początku nie byłam fanką zatrudniania Mauricio Pochettino, to jednak nie jego winię za niepowodzenia Chelsea. Piłkarze. Kompletnie nie widać w nich woli walki, zaangażowania, zaciętości, zawziętości, tego przysłowiowego gryzienia murawy. I co z tego, że sprowadziliśmy na Stamford Bridge drogie, młode talenty, jak tych talentów nikt nie potrafi z nich wydobyć? Aha, czyli to może jednak wina trenera? To on nie motywuje, nie mobilizuje, nie umie nakrzyczeć, albo pochwalić, kiedy trzeba? Czy Chelsea naprawdę potrzeba Carlo Ancelottiego? A może i on nie umiałby ujarzmić tego zbioru drogich „gwiazdeczek”?

Tutaj przydaliby się jacyś doświadczeni, nie za młodzi zawodnicy, tacy jak Toni Kroos, Toni Rudiger, ba, nawet ktoś pokroju Karima Benzemy, tylko kto będzie chciał przyjść do takiego średniaka, jakim stała się Chelsea? Nie ma co ukrywać, że odkąd na Stamford Bridge pojawił się Todd Boelhy, The Blues zaczęli pikować mocno w dół, odwrotnie proporcjonalnie do pieniędzy, które Amerykanin konsekwentnie ładował (i będzie ładował) w klub z zachodniego Londynu. Duże pieniądze wydawał również Roman Abramowicz, ale robił to, mam wrażenie, z głową i lepiej znał się na piłce nożnej. Po prostu. Konsorcjum Boehly’ego to typowa korpomaszyna, która podejmuje działania zgodnie z jakimś korporacyjnym schematem, wymyślonym przez kogoś za oceanem i może sprawdza się to w baseballu, ale nasz europejski „soccer” (brrr), to co innego. O! Obejrzę sobie jeszcze raz ”Moneyball”, może lepiej zrozumiem amerykański model zarządzania drużyną.

Wracając na stary kontynent – jedynym doświadczonym piłkarzem jest jeszcze Thiago Silva – ale „jeszcze” jest tu kluczowe, bo z końcem sezonu, to oficjalne, pożegna się z zespołem ze Stamford Bridge. Po przegranym (a jakże by inaczej) meczu przeciwko Manchesterowi City w sobotnim półfinale Pucharu Anglii Brazylijczyk szczerze płakał, a rejestrujące to kamery wyłapały będącego na drugim planie Noniego Madueke, który śmiał się w głos i w radosnym nastroju rozmawiał z graczami przeciwnej drużyny. Nawet jeśli był to śmiech sytuacyjny, chwilowy, to nie wydaje mi się, że kogoś, kogo mocno dotknęła porażka, miałby siłę na taką radość. Prędzej na jakiś grzecznościowy uśmiech półgębkiem. Kompletnie nie widać, aby ci młodzi zawodnicy odczuwali jakąkolwiek więź z klubem.

Jedynym młodym, którego można chwalić, jest Cole Palmer. Może jeszcze Conor Gallagher. Nie żebym widziała jakąś zależność, ale wymieniłam właśnie dwóch zawodników, którzy nie mają odciągających uwagę tatuaży i wystylizowanych, poprawianych w przerwie meczu fryzur. Zwykli piłkarze, a nie instagramerzy/tiktokerzy. Cole Palmer wykręca nieprawdopodobne liczby, wielokrotnie ratował Chelsea przed utratą punktów, jeden z niewielu, który oddaje serducho na boisku. Jego koledzy, zamiast brać przykład i starać się naśladować 21-letniego Anglika, zabierają mu piłkę z wapna i kłócą się o to, kto ma wykonywać karne, mimo że trener wyznaczył na egzekutora jedenastek właśnie Palmera. Mi na jego miejscu nie chciałby się dłużej być w tej drużynie…

To, co trzyma byłego zawodnika City w Chelsea, to możliwość zdobycia tytułu króla strzelców, na którego w poprzednim klubie nie miałby szans, gdyż głównie rozpoczynałby kolejne spotkania na ławce. W wyścigu o miano najlepszego strzelca rywalizuje zresztą ze swoim niedawnym klubowym kolegą, Erlingiem Haalandem – obaj mają na swoim koncie po 20 trafień, czyli o jedno więcej od goniącego ich Ollie’ego Watkinsa z Aston Villi. O Palmera zaczną zaraz bić się kluby o większych ambicjach, niż bezpieczne dryfowanie w środku tabeli Premier League, a dodając do tego atmosferę w szatni nie wiem, co mogłoby zatrzymać go na Stamford Bridge.

Najsmutniejsze jest to, że właśnie drugi z wymienionych wyżej Niebieskich, Gallagher, jest od jakiegoś czasu na liście potencjalnych transferów z klubu. Cała polityka transferowa Chelsea to jedno wielkie nieporozumienie. Transfery robione bez pomysłu, oparte na prześciganiu się, kto da więcej za wschodzącą gwiazdkę, która i tak zaraz po przejściu na Stamford Bridge gaśnie. No bo kto ma pomóc w utrzymaniu tego blasku? Jak błyszczał do tej pory Moises Caicedo za 116 milionów euro? Kto to w ogóle jest Romeo Lavia, ten za 62 miliony?

Aaaa, Lavia, tak. To ten, co zagrał 32 minuty przeciwko Crystal Palace. W całym sezonie. Uraz uda, uraz stawu skokowego, zaległości treningowe… Sztab medyczny Chelsea to kolejny temat rzeka, aż przypomina mi się plaga kontuzji w Realu Madryt, jeszcze kilka lat temu, kiedy śmialiśmy się, że Los Blancos mają medyków zatrudnionych w Barcelonie. Teraz tak samo możemy pośmieszkować z Chelsea. Skąd są ci lekarze? Z Manchesteru? Kiedy w końcu wróci na boisko Reece James? Ben Chillwell? Ale tak wiecie, na poważnie? Wydaje mi się, że nawet z nich uleciał duch walki i wszelka nadzieja na powrót na szczyt. Może się mylę, może motywują kolegów w szatni, ale nawet jeśli tak się dzieje, to nie widać tego na boisku.

Czy to jest ten moment, w którym za stery Chelsea powinien wrócić Jose Mourinho? A może Thomas Tuchel? Kosta Runjaic? 😉 Z przyjściem nowego trenera musiałaby się wiązać przebudowa zespołu. Może właściciele Chelsea posłuchaliby kogoś, kto zdobywał z ich drużyną trofea i zgodziliby się na takie ruchy transferowe, jakie zaproponowaliby Portugalczyk lub Niemiec (ten pierwszy, oczywiście)? Chelsea nie pasuje do środka tabeli, Chelsea musi mierzyć wyżej. Jeśli uda im się zdiagnozować to, co ciągnie ich w dół, może jeszcze uda im się wrócić na szczyt. Nie w tym sezonie, nie w przyszłym, ale może jeszcze w kolejnym. Obserwujmy więc, co się dzieje w niebieskim Londynie. Obym następny felieton o Chelsea mogła pisać w lepszym humorze. W międzyczasie zacznę się przygotowywać – wiecie, na co. Na powrót Romelu Lukaku.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect