Niby AC Milan, a jednak trochę niebieski

Niemal łezka zakręciła mi się w oku w trakcie wtorkowego meczu Ligi Mistrzów pomiędzy AC Milan a Newcastle United. I bynajmniej nie dlatego, że wzruszył mnie bezbramkowy remis albo miała miejsce ckliwa scenka niczym wyreżyserowany Lewandowski z młodym fanem po heroicznej walce polskiej reprezentacji z Wyspami Owczymi. Jako fanka Chelsea z nostalgią patrzyłam na Fikayo Tomoriego, Rubena Loftusa-Cheek’a, Christiana Pulisica i tego najpiękniejszego – Oliviera Giroud. Do będącej w rozsypce drużyny ze Stamford Bridge każdy z tych zawodników wniósłby dziś świeżość i jakość, choć jeszcze rok temu nie przypuszczałabym, że mogę napisać tak o Kapitanie Ameryka.

Nie zgodziłby się ze mną na pewno były piłkarz największego stołecznego rywala Rossonerich, Interu Mediolan, Arturo Vidal, który w ostrych słowach skomentował mecz inaugurujący pierwszą kolejkę największych rozgrywek międzyklubowych na świecie. Zdaniem Chilijczyka był to najgorszy mecz w historii Ligi Mistrzów, a zawodników Milanu nazwał idiotami, którzy zdegustowali go swoją grą. Wkurzyli mnie jak cholera ­­– tak z kolei skomentował w rozmowie z Redgol.cl postawę graczy Srok, którzy jego zdaniem powinni ryzykować życiem, aby pokonać ekipę Stefano Pioli’ego. Są jednak takie bezbramkowe mecze,  które budzą emocje większe niż niejedna wielka strzelanka. Było tak w przypadku rywalizacji Anglii ze Szkocją w trakcie fazy grupowej Mistrzostw Europy 2020, było tak i w przypadku wtorkowego angielsko-włoskiego starcia na San Siro.

Owszem, mecz ten był chaotyczny, pod bramkami obu drużyn często robił się bałagan, ale czasami ta chaotyczność nadaje spotkaniom większej atrakcyjności, niż zachowawcza gra i opanowane prowadzenie piłki. Milan próbował zrehabilitować się za kompromitującą porażkę w derbach Mediolanu (5:1 w ostatnim spotkaniu Serie A), jednak i tym razem nie udało się ugrać trzech punktów, które zdobyte w pierwszym meczu w grupie śmierci niewątpliwie ociepliłyby nastroje Mediolańczyków. Na 25 strzałów żaden jednak nie zakończył się władowaniem piłki do siatki. Mimo dominacji i lekkiej przewagi w posiadaniu piłki, zabrakło Milanowi skutecznego wykończenia, a Rafa Leao był cieniem samego siebie, mimo iż UEFA uznała go MVP całego meczu. O jego słabym – paradoksalnie – występie, świadczy chociażby fakt, że Portugalczyk nie chciał odebrać statuetki dla najbardziej wartościowego piłkarza spotkania, ale z uwagi na protokół musiał to zrobić, przy czym jego mina na pozowanym dla mediów zdjęciu odzwierciedla nastrój i niezadowolenie z własnej gry.

A jak spisali się wspomniani byli zawodnicy Chelsea? Tomori w obronie robił wszystko, aby zablokować drogę do bramki. I ta najważniejsza statystyka – bilans goli – zdecydowanie przemawia na jego korzyść, czego nie można powiedzieć o zawodnikach ofensywnych. Niemniej patrząc przez nieco szerszy pryzmat, a konkretnie mając na względzie rozegrane w tym sezonie mecze ligowe, Giroud i Pulisic mają już kolejno 4 i 2 bramki w dotychczas rozegranych 4 spotkaniach Serie A. Puli ze zmiennika stał się świetnym zawodnikiem podstawowego składu i pokazuje zupełnie inną jakość, niż w Chelsea. Tam jego potencjał nie był wykorzystany, a liczne kontuzje, które nadały mu miano pierwszej szklanki CFC, prawdopodobnie wynikały ze złego przygotowania medycznego – coraz bardziej przychylam się do opinii, że sztab medyczny w zachodnim Londynie powinien zostać wymieniony w pierwszej kolejności.

Olivier Giroud, wiadomo, jest jak wino. Milan szuka dla niego zmiennika ale nie z uwagi na spadek formy, tylko na odciążenie francuskiego napastnika, który ma być świeży i gotowy na najważniejsze spotkania. Ściągnąć ciężar odpowiedzialności gry w każdym meczu może z Francuza szwajcarski nabytek Noah Okafor – prawdopodobnie znajdzie się dziś w podstawowym składzie przeciwko Hellasowi. Oli w Chelsea również był top, strzelał bramki w kluczowych spotkaniach i w zasadzie był jedyną dziewiątką, na której nie ciążyła klątwa. Ciągle zachodzę w głowę, dlaczego pozwolono mu odejść ze Stamford Bridge. Sam Francuz błyskawicznie odnalazł się w nowej, włoskiej rzeczywistości i cały czas jest podstawowym filarem ekipy Rossonerich. Miał też swoje niewykorzystane szanse w meczu przeciwko Newcastle, a doskonale wiemy, że w Lidze Mistrzów strzelać potrafi. Być może w kolejnych meczach przypomni mu się, jak strzelał cztery gole przeciwko Sevilli i znowu odpali licznik w Champions League.

Swoje szanse we wtorkowym starciu miał też Ruben Loftus-Cheek, kolejny obiecujący piłkarz Chelsea, o którym mówiło się, że ma potencjał. No i potencjał ten rozwija dziś w Milanie. Już w pierwszej połowie mógł wyprowadzić swój zespół na prowadzenie i to dwukrotnie. Dotychczas w drużynie Pioli’ego strzelił tylko jednego gola, ale jego rolą jest przede wszystkim rozgrywanie piłki na pozycji środkowego pomocnika. Paradoksalnie najlepszą średnią podań miał w przegranym 5:1 meczu przeciwko Interowi, bo aż 88%, z Newcastle było to raptem 45%. Anglik tłumaczył się po meczu, że do drużyny wdarło się lekkie zmęczenie z uwagi na intensywny kalendarz i grę w środku tygodnia, co z jednej strony jest trochę dziwne, bo przecież w czasach Chelsea mecze rozgrywane były z podobną częstotliwością, z drugiej jednak strony do gry na boisku RLC nie był przyzwyczajony. Tam wchodził jako zmiennik albo w ogóle siedział przez 90 minut na ławce, tu dostaje szanse od pierwszego gwizdka.

Zakupy na linii Londyn-Mediolan sprawdzają się i kto wie, czy w kolejnych okienkach transferowych Paolo Scaroni nie będzie sięgał znowu po niebieski potencjał z wysp. To, co w Chelsea nie gra, odżywa poza nią. Joao Felix strzela bramki dla Barcelony, Saul znowu gra w Atletico i to u boku byłego kapitana CFC, Cezara Azpiliquety (choć ten akurat spędza więcej czasu na ławce), nie mówiąc już o Tammym Abrahamie, który okazał się strzałem w dziesiątkę dla AS Romy, prowadzonej przecież przez samego Jose Mourinho, mającego również niebieską przeszłość w Londynie. Nawet Romelu Lukaku zaczął strzelać bramki!

Wszystkie drużyny grające w europejskich pucharach muszą teraz rozłożyć siły na poszczególnych zawodników i zdywersyfikować grę na każdej pozycji tak, aby nie dopuszczać do przeciążania kluczowych graczy. W Milanie widać wyraźnie, że ofensywa skupiona jest na trio Leao-Giroud-Pulisic i właśnie takie spotkania jak to dzisiejsze z Veroną lub kolejne z Cagliari mogą umożliwić trenerowi roszady i sprawdzenie rezerwowego potencjału ławki. Bo potem będzie już tylko trudniej – Borussia Dortmund, Juventus, PSG, Napoli… Według Loftusa-Cheeka mecz z Newcastle dał jemu i jego kolegom dużo pewności siebie – teraz tę pewność siebie muszą przełożyć na boisko.

Photo source: sempremilan.com.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect