Świeże bułeczki i ciężki kawałek chleba w Bournemouth

O tym, jak ważne są relacje i podejście właścicieli klubów piłkarskich do zarządzania drużyną przekonał się ostatnio Scott Parker, któremu podziękowano za współpracę po druzgocącej porażce Bournemouth 0:9 przeciwko Liverpoolowi. Włodarze beniaminka Premier League bardzo szybko zapomnieli, że to właśnie Parker wciągnął The Cherries do najwyższych krajowych rozgrywek. Każdy medal ma jednak dwie strony, tą drugą są w tym przypadku ostre wypowiedzi i krytyka byłego już trenera Bournemouth zwrócone w kierunku polityki klubowego menagementu, które przypieczętowały decyzję Maxima Demina o zwolnieniu. Czy w dzisiejszych czasach jest jeszcze w futbolu miejsce na drugie szanse?

Wszystko zależy od polityki klubowych właścicieli. Jedni mocno angażują się w kupowanie nowych zawodników podczas kolejnych okienek transferowych, inni cedują wybieranie nowych nazwisk na trenerów i jedynie podpisują przelewy na horrendalne sumy odstępnego. W trakcie swojej kadencji na Anfield Road w latach 2004-2010 Rafael Benitez pełnił rolę trenera prężnie rozbudowującego skład Liverpoolu, na co pozwalał mu właściciel. Hiszpan miał wolną rękę, a jego praca nad osobowym kształtowaniem drużyny (pisząc kolokwialnie – zwalnianiem niepotrzebnych, jego zdaniem, zawodników i sprowadzaniem w ich miejsce nowych, droższych, najlepiej hiszpańskich) w piłkarskich słownikach znana jest pod hasłem „Rafalucji”. W podobną fazę pod nowymi rządami zaczęła wkraczać także Chelsea Teda Boehly’ego, który na fali „Tuchelomanii” również konsultuje proces zakupowy z niemieckim szkoleniowcem dając mu pierwszeństwo głosu. Zupełnie inny typ zarządzania The Blues prezentował Roman Abramowicz, który sam decydował o ściąganiu wybranych nazwisk na Stamford Bridge. Rosjanin miał tendencje nie tylko do wydawania pieniędzy na topowych zawodników, ale także zmieniał trenerów jak rękawiczki. Już pierwsza seria kilku niepowodzeń stawiała wielki znak zapytania przy nazwisku trenera i bardzo często prowadziła do rychłego zwolnienia. Dziś za taką krótką serię płaci Scott Parker.


Ale jaki klub przebrnąłby przez cztery pierwsze spotkania z Aston Villą, Manchesterem City, Arsenalem i Liverpoolem z kompletem punktów? Realnie, jakie szanse dawaliśmy Bournemouth na pokonanie The Citizens, aktualnego i regularnego Mistrza Anglii, The Gunners, którzy wystartowali dosłownie jak z herbowej armaty i jako jedyni uzbierali komplet punktów oraz The Reds, wicelidera tabeli z zeszłego sezonu i triumfatora Pucharu Anglii i Pucharu Ligi? Jestem pewna, że nie tylko Bournemouth, ale także dwaj pozostali beniaminkowie, Nottingham Forrest oraz powracający po rocznej przerwie Fulham, jeszcze przed startem sezonu z góry założyli, że urwanie punktów zespołom z top 5 będzie graniczyło z cudem. Pech chciał, że to właśnie Wisienkom trafiły się trzy topowe kluby na samym starcie sezonu. Drużyna prowadzona przez Parkera zdobyła trzy punkty pokonując jedynie podopiecznych Stevena Gerrarda 2:0 i naprawdę nikt nie zdziwiłby się, gdyby i ten mecz The Cherries przegrali (choć patrząc na formę zespołu z Villa Park od początku sezonu – był to wynik sprawiedliwy).


Sam Jurgen Klopp, który, w ogromnym skrócie myślowym, przeważył szalę wagi i zmiótł zespół Bournemouth z boiska a jego trenera ze stołka, dosadnie skomentował decyzję władz z Vatality Stadium uznając ją za niedorzeczną i podkreślając, jak ważne jest posiadanie wyrozumiałych i prawych właścicieli. Według Niemca Scott Parker to świetny szkoleniowiec, jednak według Maxima Demina nie na tyle świetny, żeby mógł dalej prowadzić jego zespół. „Chciałbym podziękować Scottowi za czas spędzony w naszym klubie, jednak żeby móc się rozwijać jako drużyna, musiałem podjąć taką decyzję” – wyznał w oficjalnym oświadczeniu. Szkoda, że aby rozwijać się jako drużyna nie zdecydował się na bardziej odważną politykę transferową przed startem sezonu, bo chcąc rywalizować jak równy z równym powinien mieć zdecydowanie silniejszą, gotową do gry w Premier League, kadrę.


I tu tkwi sęk całej sprawy. Scott Parker miał odwagę powiedzieć głośno to, o czym wiedzieli wszyscy, przynajmniej częściowo zorientowani w sytuacji The Cherries. Aby móc utrzymać się na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarskich w Anglii trzeba dokonać znaczących zmian, wzmocnić kadrę zawodnikami, którzy może nie mają głośnych nazwisk, ale których nazwiska mogłyby stać się głośne w trakcie sezonu. Potrzeba świeżej krwi, zawodników silnych fizycznie, którzy mieli już okazję liznąć PL lub widocznie aspirują do grania w niej. W innym przypadku kończy się tak, jak w Norwich City i Watford – klubach, które awansowały z Championship w zeszłym roku i przez większość sezonu dryfowały w granicach strefy spadkowej, ostatecznie z powrotem spadając szczebel niżej. Jakich wzmocnień dokonały władze Bournemouth w zamkniętym wczoraj okienku transferowym? Wydali – uwaga, uwaga – 27 mln euro. Niespełna. Dla porównania Manchester City, z którym, idąc tokiem myślenia Maxima Demina, Bournemouth powinno chyba wygrać, wydał na transfery prawie 140 mln euro, a uwzględniając również zawodników wracających z wypożyczenia, łączna wartość przychodzących zawodników to 337,45 mln euro.


Prezes Wisienek bez większego zastanowienia zwolnił Parkera już po czwartej kolejce, zostawiając drużynę beniaminka – i tak już kruchą – bez trenera, bez transferów i to w najbardziej intensywnym okresie ligowym, kiedy przed mundialową gorączką mecze ligowe rozgrywane są dwa razy w tygodniu. Jeszcze kilka tygodni temu z entuzjazmem dziękował Scottowi za awans do Premier League, dziś dziękuje mu za pracę w ogóle i mówi do widzenia. Jeżeli Parker miałby kiedykolwiek wrócić do prowadzenia Bournemouth, to kto komu właściwie dałby drugą szansę?


Angielski szkoleniowiec, drugi po Mikelu Artecie najmłodszy trener w Premier League (41 lat), to specjalista od awansowania do tychże rozgrywek. W swojej dopiero co rozpoczętej przygodzie w roli trenera zrobił to już z Fulham, zrobił to z Bournemouth, wydaje się więc, że najlepszym kierunkiem dla Anglika będzie powrót do Championship i objęcie kolejnej drużyny, którą wywinduje poziom wyżej.

Kto z kolei poprowadzi Wisienki? Najpoważniejszym kandydatem zdaje się być Sean Dyche, który po długich dziesięciu latach został zwolniony z Burnley. Niewątpliwie, posada trenera w klubie, w którym można zostać ukaranym za przegrywanie z najsilniejszymi drużynami to nie świeża bułeczka, o którą będą bić się najlepsi z najlepszych. Proponuję, aby właściciel Maxim Demin sam stanął przy linii bocznej i poprowadził Bournemouth szlakiem samych zwycięstw ku szczytom Premier League. Wtedy na własnej skórze przekonałby się, jaki to ciężki kawałek chleba.

Photo source: dailystar.co.uk.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect