Ciemne chmury krążą nad Old Trafford i póki co nie zanosi się na poprawę pogody. Manchester United w takim dołku – fizycznym i mentalnym – nie był od wielu lat. To, że w przyszłym sezonie być może zabraknie dla nich miejsca w europejskich pucharach (jeśli mocno postarają się o to tabelowi sąsiedzi) wydaje się być obecnie najmniejszym problemem. Paradoksalnie brak awansu do Ligi Europy i Ligi Konferencji, może wpłynąć korzystnie na psychiczne odbudowanie drużyny, która krytykowana jest nawet przez największe gwiazdy-legendy Czerwonych Diabłów – Paula Scholesa, czy Roy’a Keane’a.
W zeszłym roku pisałam o Cristiano Ronaldo, który uciekając spod biało-czarnej bandery opuścił statek Juventusu, aby wyruszyć w piękną, usłaną trofeami podróż ze starym-nowym klubem z Manchesteru. Glazerowie do swojej czerwonej rodziny ściągnęli w tym samym czasie Jadona Sancho i Rafaela Varana, którzy na papierze (lub interaktywnej tablicy Jacka Gmocha), wspólnie z pozostałymi, wielkimi nazwiskami, mieli na starcie sezonu potencjał do zawalczenia o najwyższe miejsce w Premier League. Kilka kolejnych miesięcy zweryfikowało, że w natłoku gwiazd i wygórowanego ego, zanika umiejętność kolektywnej pracy, wzajemnego wsparcia i współpracy nie tylko na boisku, ale także poza nim. Czy nad Old Trafford czarne chmury ściągnął właśnie Cristiano Ronaldo? Z uwagi na jego obecną sytuację osobistą nie będę szukać dalszej argumentacji dla tego wniosku, jednak jeśli spojrzymy na zeszłosezonową walkę Juve o utrzymanie w top 4 i dochodzące z otoczenia Starej Damy głosy, jakoby CR psuł atmosferę na Allianz, podejrzenia same się nasuwają.
Daily Mail opublikował wypowiedź Paula Scholesa, która dosadnie prezentuje aktualną sytuację na zapleczu United – To totalny bałagan. Katastrofa, a nie szatnia. Niedawno rozmawiałem z Jessem [Lingardem] i na pewno nie będzie miał mi za złe, gdy zdradzę, co powiedział. Mianowicie, że w szatni Manchesteru jest po prostu katastrofa. Roy Keane, wieloletni kapitan Czerwonych Diabłów, również nie szczędził słów krytyki wobec swojej ukochanej drużyny. – To nie jest klub, w którym grałem. Z mojego doświadczenia wynika, że w klubie zawsze były wspaniałe charaktery, ludzie, którzy dla klubu oddawali wszystko, co mieli. Ale ta drużyna nie ma duszy. Nawet w ich słowach po meczu jest to bardzo sztuczne i nie ma żadnych emocji – powiedział w pomeczowej relacji w SkySports tuż po tym, jak Liverpool Jurgena Kloppa zmiażdżył na Anfield Manchester 4:0. Atmosfery w szatni nie poprawia ani Paul Pogba, którego straszenie na temat odejścia do innego klubu prawdopodobnie w końcu się ziści, ani Mason Greenwood, który za swoje sadystyczne i wynaturzone zachowania pozaboiskowe wciąż pozostaje zawieszony.
Jako przeciwniczka częstych zmian w trenerskim fotelu tym razem uważam, że nowy manager – od przyszłego sezonu będzie nim Holender Erik ten Hag – może wnieść do zespołu prawdziwy nowy ład i porządek, a przede wszystkim spokój, ogładę i pozytywny impuls już na zapleczu. Żeby tak się stało, należałoby wymienić również część zmanierowanego składu i to wcale nie w zamian za kolejne głośne transfery, ale być może poprzez sięgnięcie po nowych zawodników do akademii lub górnej tabeli Championship. Swego czasu Chelsea, dla której zakazy ruchów na rynku transferowym powoli stają się rutyną, właśnie w ten sposób odbudowała swoją pozycję stawiając na młodych, obiecujących piłkarzy z londyńskiej akademii. Już nawet nie chodzi tylko o atmosferę (notabene ta na trybunach Teatru Marzeń zawsze wzbudzała podziw) – czysto sportowa forma wielu zawodników Manchesteru, z formą (lub też jej brakiem) kapitana, Harry’ego Maguire’a na czele, przyprawiają kibiców United o zawroty głowy. Maguire jest fatalny, z meczu na mecz pokazuje wręcz podręcznikowo, jak nie powinno grać się w futbol. Manchester jest związany (kolejność celowa) kontraktem z 29-letnim Anglikiem do czerwca 2025 roku, jednak sam zawodnik, wyceniany na nieproporcjonalne 30 mln euro, powinien rozważyć, czy przypadkiem nie należałoby ze sceny tego teatru czym prędzej zejść. Zwłaszcza, że piłka nożna to wbrew pozorom ani żarty, ani rozrywka, jeśli w grę, tę poza boiskiem, wchodzą groźby i anonimowe donosy o rzekomym podłożeniu bomby w domu zawodnika. W takich sytuacjach piękna idea sportu rozpada się w drobny mak.
Manchester United, podobnie jak Arsenal Mikelowi Artecie, stosunkowo długo dawał szanse swojemu trenerowi-byłemu zawodnikowi, Ole Gunnarowi Solskjaerowi. Jako coach Norweg zaliczył ostatecznie twarde lądowanie, podczas gdy Hiszpan z samego dna tabeli zdołał wywindować swój klub w strefę pucharową i prawdopodobnie w najbliższych dniach ugruntuje swoją pozycję obok Manchesteru City, Liverpoolu i Chelsea w top 4 Premier League. Solskjaerowi podziękowano, ale to nie rozwiało czarnych chmur znad głów Czerwonych Diabłów. Problem United nie jest bowiem zakorzeniony wyłącznie pod fotelem trenera. Ralf Rangnick, powoli kończący swoją przygodę (cóż za niefortunne w tym kontekście słowo) w roli tymczasowego managera, bardziej niż na przygotowaniu zawodników do kolejnych meczów, skupia się na opracowaniu raportu drużynowych mankamentów dla swojego następcy.
Czy Erikowi ten Hagowi uda się ujarzmić, cytując Rangnicka, samolubną, nadmiernie napompowaną, pozbawioną jakości i zbyt potężną drużynę? Poskromi zawodników, przygotuje optymalną taktykę, wskrzesi zapał i wolę walki? Manchester United to nie Ajax Amsterdam, tu obecnie, w przeciwieństwie do Mistrza Holandii, zaangażowanie jest odwrotnie proporcjonalne do oczekiwań. Zaangażowania i zapału nie można jednak odmówić ten Hagowi, który traktując prowadzenie Czerwonych Diabłów jako wielkie wyzwanie, już nie może się go doczekać. Zapewne nie mogą go się doczekać również fani United, którzy silnie wierzą, że nowy trener, skądinąd przypominający z wyglądu Pepa Guardiolę, przegoni czarne chmury znad czerwonej części Manchesteru i rzuci światło na obecną sytuację ich ulubionej drużyny. A na koniec wspólnie z nimi zaśpiewa: Your gonna see us all from far and wide, your gonna hear the masses sing with pride!
Photo source: eurosport.tvn24.pl.











Skomentuj