…była szalona i nieprzewidywalna. PR-owo przed weekendem miano najciekawszego i najbardziej wyczekiwanego starcia osiągnęło El Clasico, ale ostatecznie to Bitwa o Anglię przyniosła więcej emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji – choć prowadzonych w zasadzie jednostronnie. Do tego zawsze budzące duże zainteresowanie spotkanie Interu z Juventusem oraz Atletico z Realem Sociedad. Mało? PSG zremisowało bezbramkowo z Olympique Marsylią kończąc mecz w dziesiątkę a dramatyczna końcówka meczu Nicei z Lyonem zdefiniowała stwierdzenie, że gra naprawdę toczy się do ostatniego gwizdka. To była długa sportowa niedziela.
Pojedynek Chelsea z Norwich nie należał do weekendowych szlagierów, ale to właśnie w tym meczu padł rekordowy wynik 7:0 – boiska Premier League nie widziały takiego pogromu od ponad dziewięciu lat. Warto dodać, że przed meczem kibice The Blues martwili się wykluczeniem z gry kontuzjowanych Timo Wernera i Romelu Lukaku zapominając chyba, że to nie ofensywni zawodnicy robią wyniki w Chelsea. Im mniejsze ciśnienie i presja na posiadanie bramkostrzelnych napastników, tym lepsze rezultaty osiągają zawodnicy ze środka pola i obrony. Klątwa pozycji nr 9 w drużynie jeszcze nie została w pełni przełamana.
Jednak to nie starcie zwycięzcy Ligi Mistrzów z beniaminkiem było zapowiadanym hitem na angielskich boiskach. Za Bitwę o Anglię uznany został mecz na Old Trafford, o którym kibice gospodarzy woleliby jednak szybko zapomnieć. Zresztą, nie tylko kibice. Zawodnicy, na czele z odpowiedzialnym za sromotną porażkę trenerem Ole Gunnarem Solskjaerem, również. Bo przecież zwycięstwa przypisuje się piłkarzom, a wysokie przegrane ich coachom. Pojawiające się w mediach już od dłuższego czasu subtelne sugestie, aby Norweg zaczął rozsyłać swoje CV do innych klubów, zyskały kolejny argument do dalszego podsuwania myśli o zmianie klubowych barw. 0:5 z Liverpoolem na własnym boisku to wyjątkowo bolesny, ale w gruncie rzeczy łagodny wymiar kary. W drugiej połowie dało się wyraźnie zauważyć, że podopieczni Jurgena Kloppa albo oszczędzali siły mając już wysoką wygraną w kieszeni, albo po prostu litowali się nad będącym w krytycznym stanie ManU. Frustracja Czerwonych Diabłów była widoczna gołym okiem. Czerwoną kartkę otrzymał Paul Pogba, czerwoną kartkę powinien także zobaczyć Cristiano Ronaldo, ale w przypadku Portugalczyka sędzia okazał się wybitnie łaskawy.
Liverpool? Grał koncertowo. Bajecznie. Mohamed Salah niejednokrotnie zdążył już w tym sezonie pokazać najwyższą klasę a jego niedzielny hat-trick zachwycił, myślę, nie tylko kibiców The Reds. Ciężko nie docenić formy, w jakiej jest dziś 29-letni Egipcjanin. Trzeba jednak także pochwalić grę całego zespołu, szczególnie Jordana Hendersona i Naby’ego Keity. Po stronie United możemy mówić wyłącznie o lawinie błędów, agresywnej grze, nieprzepisowych wejściach oraz fatalnej dyspozycji kapitana Harry’ego Maguaire’a, który po spotkaniu przepraszał kibiców MU za dramat, jaki zaserwowali fanom siedzącym na trybunach i przed telewizorami. Jeżeli potwierdzą się plotki o tym, jakoby przedstawiciele sztabu United kontaktowali się z Antonio Conte, wówczas będziemy mogli spodziewać się zmiany w fotelu trenera. Chelsea zwolnienie swojej byłej piłkarskiej gwiazdy, Franka Lamparda, wyszło na dobre, być może taki zabieg również sprawdzi się w Manchesterze.
Mając w głowie wydarzenia z Old Trafford spotkanie na Camp Nou wypada blado i miałko. Było to najspokojniejsze El Clasico od lat, gra Barcelony i Realu była momentami bezbarwna, a wynik całkiem oczywisty. 2:1 dla Realu to rezultat, który biorąc pod uwagę formę, dyspozycję, dostępność zawodników oraz atmosferę panującą w obu klubach, był dość przewidywalny. Niemal identyczna liczba podań, podobny procent posiadania piłki oraz celność podań idealnie obrazują przebieg całego spotkania. Niewątpliwie na pochwały zasługuje David Alaba, nie tylko za zdobytego gola, ale także za zaangażowanie i skuteczną grę w defensywnie. Po stronie Barcelony całą uwagę ściągnęli na siebie jej kibice, którzy po przegranym klasyku wyładowali swoją frustrację w stosunku do trenera Ronalda Koemana, otaczając jego samochód i wykrzykując nieprzychylne komentarze w jego stronę. Wiele wskazuje na to, że było to ostatnie El Clasico holenderskiego coacha.
Nieco większe emocje miały miejsce na Wanda Metropolitano. Goszczące u siebie Real Sociedad Atletico Madryt rzutem na taśmę uratowało jeden punkt, a Luis Suarez po raz kolejny udowodnił, że jego transfer był dla Los Cholchoneros strzałem w dziesiątkę. Podczas niedzielnego spotkania pierwsze skrzypce w zespole z Sociedad grali Skandynawowie – pierwszego gola zdobył Norweg Alexander Sorloth już w 7. minucie, a drugiego – tuż po przerwie – Szwed Alexander Isak. Gola na 2:1 Suarez zdobył głową w 61. minucie, a w 77. trafił do siatki po raz drugi, niejako sam sobie asystując, gdyż to właśnie po faulu na Urugwajczyku sędzia podyktował rzut karny dla Atleti. Mimo iż Real Sociedad nie skompletował maksymalnej liczby punktów, wciąż jest liderem La Liga dzięki rozegraniu jednego meczu więcej niż trzy kolejne drużyny w tabeli.
Spośród niedzielnych spotkań rozgrywanych na włoskich boiskach największe emocje miał rozpalić zaplanowany jako ostatni mecz Interu Mediolan z Juventusem, niemniej wydarzenia z San Siro nie dorównały tym, które zaserwowali dzień wcześniej piłkarze Bolognii i AC Milan. Dwie czerwone kartki dla zawodników gospodarzy, bramka samobójcza Zlatana Ibrahimovica oraz wysoki wynik 4:2 dla Rossonerich to zbiór wydarzeń, który ciężko przebić. Inter z Juve wypadli na tle tego meczu dość powściągliwie. Jednobramkowy remis na pewno nie zadowolił obrońcy tytułu Mistrza Włoch, gdyż od 17. aż do 89. minuty to Inter dzierżył w dłoniach 3 punkty. Podyktowany w końcówce meczu rzut karny wykorzystany przez Paolo Dybalę uratował drużynę Starej Damy przed porażką. Dopóki piłka w grze, wszystko może się wydarzyć.
Jeszcze większym tego potwierdzeniem było starcie Nicei z Olympique Lyon. Jeśli ktoś oglądał spotkanie do 68. minuty, czyli do momentu zdobycia przez drużynę gości drugiej bramki, mógł pochopnie stwierdzić, że to Lyon wywiezie z Allianz Riviery 3 punkty. Jeśli jednak ktoś zaczął oglądać mecz dopiero od 81. minuty, mógł już do końca spotkania przecierać oczy ze zdumienia. Wówczas bramkę na 1:2 zdobył Algierczyk Youcef Atal. Chwilę później bezpośrednią czerwoną kartkę za brutalny faul obejrzał Tino Kadewere. W 89. minucie do wyrównania doprowadził drugi Algierczyk, Andy Delort, wykorzystując słusznie podyktowany rzut karny. Wisienką na nicejskim torcie okazał się kolejny gol tym razem zdobyty przez Francuza, Evanna Guessanda, który notabene wszedł na boisko dopiero w 83. minucie. Z 0:2 na 3:2 w dziesięć minut? Cóż za zwrot akcji!
Zatem i we Francji z założenia największy hit okazał się mniej interesujący i absorbujący uwagę kibica od innego spotkania. Choć trzeba przyznać, że pojedynek Paris Saint-Germian z Olympique Marsylia nie był aż tak nudny, jak mógłby wskazywać na to bezbramkowy remis. Sporo pracy, może nawet więcej, niż niektórzy piłkarze na boisku, mieli sędziowie VAR, których czujność najpierw pozwoliła na wychwycenie dwóch nieprawidłowo strzelonych bramek (Luan Peres trafił do własnej siatki, Arkadiusz Milik do siatki rywala), a następnie ich dogłębna analiza sytuacji z początku drugiej połowy pozwoliła sędziemu głównemu na odesłanie do szatni Achrafa Hakimiego. Na dodatek w 73. minucie na boisko wtargnął (zdecydowanie nieproszony) kibic, zatem emocji sportowo-niesportowych nie brakowało. PSG grając w dziesiątkę dobrnęło do końca spotkania utrzymując remis, choć nawet przegrana nie zdetronizowałaby ich z pozycji lidera. 7 punktów przewagi nad drugim w tabeli Lens to spory zapas.
Życzyłabym sobie i wszystkim kibicom takich właśnie sportowych niedziel. Nieprzewidywalnych (nie zgodzą się ze mną osoby obstawiające wyniki), pełnych emocji (nie zgodzą się ze mną nadciśnieniowcy) oraz wysokich wyników (a tu nie zgodzą się ze mną fani Norwich i Manchesteru United). I wcale nie musimy mieć co tydzień El Clasico czy Bitwy o Anglię. Ta ostatnia niedziela pokazała, że bardziej porywające, barwne i ekscytujące mogą być spotkania drużyn z wciąż wysokiej, ale nie topowej półki. Real Sociedad, Bologna, Nicea… dla ciekawych i efektownych meczów warto poświęcić czas. Tylko najpierw trzeba byłoby wydłużyć dobę. W sobotę cofamy zegarki!
Photo source: liverpoolfc.com.











Skomentuj