Z Leszkiem Orłowskim czasem się zgadzam, czasem nie. I choć między naszymi peselami istnieje pewna przestrzeń, to całkowicie utożsamiam się z jego poglądem przytoczonym w jednym z ostatnich tekstów na łamach Piłki Nożnej. Leo Messi i Cristiano Ronaldo to dziadersi. Wzruszona i zainspirowana dorzucę swoje pięć groszy i spróbuję znaleźć jeden wspólny moment w karierach zawodowych piłkarzy, który jednoznacznie decyduje o zakwalifikowaniu w poczet dziadersów.
W ostatnich miesiącach ze wszystkich peanów powstałych na cześć Leo i Cristiano moglibyśmy stworzyć opasłe tomy poezji, które objętościowo zapełniłyby niejeden wielki stadion. Melancholia i tęsknota za opuszczającym po szesnastu latach Barcelonę Messim oraz sentyment i uwielbienie dla powracającego po jedenastu latach do Manchesteru United Ronaldo. Ale kto pisze te wzniosłe dzieła? Grupa 30+. I choć brakuje mi jeszcze kawałka drogi do tego grona, to i tak pozwolę się do niego awansem zaliczyć. Nostalgicznie wspominamy lata, w których obaj zawodnicy zaczynali swoje przygody z profesjonalnym futbolem, przy okazji przypominamy sobie, z jakimi innymi dziadersami wówczas grali, przeżywamy, że dawny kolega CR7 dzisiaj będzie jego trenerem, że inny dziaders, Sergio Ramos, po odwiecznej, klasycznej rywalizacji z Leo będzie teraz grał z nim do jednej bramki. Zachwycamy się formą kontuzjowanego Zlatana Ibrahimovica, podkreślając dwadzieścia razy na dziewięćdziesiąt minut, że Szwed ma już czterdziestkę na karku, a że to napastnik, a że po czterdziestce to głównie bramkarze, a że Antonis Nikopolidis zakończył karierę w wieku czterdziestu jeden lat, a przetransferowany do Parmy Gianluigi Buffon ma już czterdzieści trzy i… Dziady, dziady, dziady.
Czy ktoś z Was widział grupę piętnastolatków, którzy stoją na ulicy i żwawo dyskutują o walecznym Luce Modriciu, ekscytują się przejściem do Barcelony Sergio Aguero, albo spekulują, jakim to wspaniałym wzmocnieniem dla Interu Mediolan będzie 35-letni Edin Dzeko? Nie. Nastolatkowie zachwycają się 18-letnim Pedrim, który częściej biega po boisku niż śpi, je i pije, 22-letnim Kai’em Havertzem, który strzelił zwycięskiego gola w finale Ligi Mistrzów, transferem 21-letniego Jadona Sancho z Borussi Dortmund do MU, czy grą 21-letniego Phila Fodena, do którego co drugi nieletni kibic futbolu chciałby się upodobnić. Znak czasu, proszę państwa. I ja to, proszę państwa, doskonale rozumiem. Bo gdy sama cofam się we wspomnieniach do czasów, kiedy miałam kilkanaście lat, to nie zachwycałam się już tak bardzo będącym u progu końca kariery Paolo Maldinim, co na przykład Daniele de Rossim – piętnaście lat młodszym od gwiazdy AC Milan. Celowo podałam te dwa nazwiska, bo przecież Maldini to włoska legenda, najwybitniejszy obrońca Rossonerich – na jego cześć zastrzeżono nawet w klubie numer 3 na koszulkach. Ale w 2006 roku Maldini miał już 38 lat, a de Rossi 23. Dzisiaj moje spojrzenie na futbol i poszczególnych piłkarzy znacznie się zmieniło, ale jako czternastolatka wolałam kibicować (uwaga, brutalna prawda) młodszym.
Za dzieciaka nie doceniało się doświadczenia i boiskowej dojrzałości, tylko młodzieńczy spryt, zwinność i finezyjność. Starsi zawodnicy grają przecież z głową pełną wiedzy i praktyki, którą przekładają na odpowiednie ustawienie, zastawienie, przymierzenie, czy podanie, z kolei u młodych widać lekkość i chłopięcą radość, która skutkuje przebojowością i boiskową pewnością siebie. Tworzę tutaj pewien stereotyp i nawet nie zamierzam się z nikim kłócić, że 33-letniemu Olivierowi Giroud brakowało finezji i lekkości strzelając Atletico bramkę z przewrotki w Lidze Mistrzów, niemniej schemat właśnie taki jest. A skoro wspomniałam już o Los Colchoneros – tu też mamy dziadersa! Luis Suarez w wieku 34 lat odrodził się w madryckiej drużynie doprowadzając ją do zwycięstwa w lidze hiszpańskiej. Tyle że starsi kibice na tym zakończą, a młodsi skupią się bardziej na udziale Marcosa Llorente w drodze po najważniejszy, krajowy puchar, Saula Nigueza, Angela Correi, czy Joao Felixa (któremu starsi wytkną w odwecie, że nieopierzony i niewyrobiony).
Wrócę znowu do roku 2006. Pamiętam Arsenal, który z Thierry’m Henry’m, Freddie’m Ljungbergiem i Gilberto Silvą walczył przeciwko Barcelonie w finale Ligi Mistrzów. Wszyscy w wieku około 30 lat. Z prawej strony Robert Pires – 33 lata. A kogo ja lubiłam najbardziej? 19-letniego Cesca Fabregasa oraz 23-letnich Robina van Persiego i Jose Antonio Reyesa. Gdy pomyślę sobie, że Reyes zginął w wypadku samochodowym w wieku 35 lat, przeszywają mnie dreszcze przerażenia i smutku. Dzisiaj 35 lat to nie jest nawet wiek, w którym piłkarze chcą kończyć kariery (jeśli nie mają na karku ponad dziesięciu lat walk z uporczywie powracającymi kontuzjami). Dzisiaj, w wieku 35 lat zawodowi piłkarze przechodzą do słabszych klubów, wracają do rodzinnych stron zasilając szeregi drużyn, w których rozpoczynali swoje zawodowe granie, albo wylatują, skuszeni ogromnymi pieniędzmi, do egzotycznych krajów, gdzie każda minuta na boisku warta jest więcej, niż nie jeden cały mecz z czasów ich najlepszych lat.
Dzisiaj takimi 35-latkami (po wyciągnięciu średniej wiekowej) są Cristiano Ronaldo i Leo Messi. Jeden wraca do klubu, który przed laty pomógł mu rozwinąć skrzydła, drugi przechodzi do klubu, który da mu pieniądze godne jego umiejętności. Czy 35 lat to właśnie ten wiek, który wyznacza granicę między młodym piłkarzem, a starym? Myślę, że powoli zmierzamy właśnie w tym kierunku – wydłużenia czasu przydatności zawodników. Rozwój medycyny i technologii, postęp w zakresie dietetyki i żywienia, innowacyjne sposoby zwiększania wydajności i regeneracji oraz świadomość znaczenia tych wszystkich elementów powoduje, że dzisiaj zawodnicy na piłkarskie emerytury przechodzą później, niż jeszcze 15-20 lat temu.
Wspominałam o doświadczeniu i dojrzałości, wspominałam o młodzieńczej finezji i radości. Leo i Cristiano mają to wszystko. Są zawodnikami kompletnymi, ale – co było nieuniknione – stali się też dziadersami. Nawiązując do tekstu Leszka Orłowskiego, zupełnie nie dziwię się, że jego 12-letni syn wraz z kolegami zachwycają się dziś bardziej Kylianem Mbappe, Erlingiem Haalandem, czy Marcusem Rashfordem. Ja w ich wieku zachwycałam się Arjenem Robbenem i Wesley’em Sneijderem, a przecież obaj Holendrzy byli wtedy dopiero na początku swojej kariery. Według LO 10 lat różnicy to max, jaki są w stanie znieść nastolatkowie, dlatego dla nich granicę dziaderstwa może stanowić 25-26 lat. A ponieważ LO liczył po publikacji na falę krytyki i obraźliwych komentarzy ze strony grupy 30+, to ja, jako jednoosobowa grupa -30, zamiast tego pragnę tylko przesunąć tę niewdzięczną barierę klasyfikującą piłkarzy do grona dziadersów na 35. Przecież taki Mohamed Salah to jeszcze nie dziaders, prawda? (Wcale nie piszę tego dlatego, że urodziłam się w tym samym dniu, co Mo. 😉)
Photo sources: FIFA FB, @lynkick IG.











Skomentuj