Bitwa o Haalanda

Dotarliśmy do miejsca w historii futbolu, gdzie powoli zaczynają padać pomniki Cristiano Ronaldo i Leo Messiego, a budowane są nowe – Kyliana Mbappe i Erlinga Haalanda. Oczywiście ani Portugalczyk, ani Argentyńczyk nie schodzą jeszcze ze sceny, a właściwie – z murawy (Messi jest zresztą najpoważniejszym kandydatem do zdobycia kolejnej Złotej Piłki), niemniej świat już powoli szuka ich zastępców. O ile o Francuzie mówi się już od 2016 roku, o tyle Norweg wystrzelił z formą stosunkowo niedawno. Stał się objawieniem RB Salzburga i reprezentacji, dla której w jednym meczu potrafił strzelić dziewięć bramek. Objawieniem, o które walczą dziś najbogatsi ludzie na świecie.

W swojej drużynie Haalanda chciałby mieć każdy, niemniej zainteresowanie zawodnikiem jest odwrotnie proporcjonalne do jego wciąż rosnącej wartości finansowej. Im wyższa kwota, tym więcej klubów odpada z peletonu a sam piłkarz na mecie wyścigu stoi w żółtej koszulce i… no właśnie, chce zmienić barwy?

Liderem gonitwy jest obecnie Roman Abramowicz, który ściga się już sam ze sobą. Rosjanin wielokrotnie osiągał w biznesie to, o czym marzył, głównie dzięki grubemu portfelowi. Ściągał do Chelsea nazwiska, które wcześniej spisywał na swojej liście życzeń. W roku 2021 celem numer jeden jest dla niego sprowadzenie na Stamford Bridge Erlinga Haalanda i widać to bardzo wyraźnie, a całym spiritus movens transferowych negocjacji jest nowy trener Chelsea, Thomas Tuchel, który mocno naciska w tej kwestii swojego pracodawcę. Abramowicz sprzedaje Oliviera Girouda do Milanu, cały czas waży losy Tammy’ego Abrahama i Hakima Ziyecha, jeśli będzie trzeba Tuchel przesunie na boisku Kai’a Havertza i Timo Wernera – po prostu wszystko, aby zrobić miejsce na dziewiątce. Mało tego, pojawił się nawet pomysł dorzucenia do grubego worka pieniędzy także tego ostatniego zawodnika – niemiecki napastnik dołączył do Chelsea w ubiegłym roku, ale gdyby była taka potrzeba, przerzucono by go z powrotem do Bundesligi.

Dociekliwi zauważyli, że nawet nowe zestawy strojów wyjazdowych londyńskiego klubu są mocno podobne do domowych kompletów obecnego klubu Norwega, Borussi Dortmund, tak samo zresztą czarno-żółte stroje treningowe. Czy to rzeczywiście psychologiczna próba zwabienia Erlinga, który w Londynie czułby się jak w domu? Myślę, że nie trzeba wysuwać aż tak daleko idących wniosków, gdyż żółto-czarne stroje wyjazdowe w Chelsea to nic nowego. Poza tym, nie jest to bitwa na kolory, a na bardzo duże pieniądze.

Kwoty, o których mówi się bardziej i mniej oficjalnie, są zatrważające, wręcz absurdalne. Obecnie wartość rynkowa Norwega to 130 milionów euro, ale Borussia w pewnym momencie negocjacji zażądała 200 milionów odstępnego. Byłby to drugi najdroższy zakup w historii, zaraz po Neymarze, kosztującym Paris Saint-Germain 222 miliony euro. W trakcie transferu Brazylijczyka miał on już wyrobioną markę i zdecydowanie więcej wybieganych minut i sukcesów, Haaland to wciąż młody chłopak, któremu mimo ponadprzeciętnych umiejętności brakuje jeszcze doświadczenia. Mógłby go oczywiście nabrać w Chelsea, ale za takie pieniądze podobnego doświadczenia mogłoby nabrać co najmniej trzech innych zawodników. Poza tym, sama presja, z jaką musiałby grać, czy może raczej – spłacać się, Haaland, mogłaby go przerosnąć (choć biorąc pod uwagę warunki fizyczne niewiele jest go w stanie przerosnąć). Z podobną presją musiał radzić sobie inny zawodnik Chelsea, Kai Havertz, ale strzelając zwycięską bramkę w meczu finałowym Ligi Mistrzów umożliwił drużynie osiągnięcie czegoś, co znacznie przekroczyło 80 milionów wyłożonych za niego Bayerowi Leverkusen.

Ostatecznie, przynajmniej na tę chwilę, cena za Haalanda została ustalona na poziomie 175 milionów euro, o czym poinformował dyrektor sportowy BVB, Michael Zorc. Przyznał, że gdyby taka suma została zaproponowana przez potencjalnego kupca, na pewno doszłoby do transakcji. Sam Erling również odniósł się do swojej sytuacji przyznając skromnie, że kwoty, o których mówi się w mediach, są zdecydowanie za duże jak na jednego człowieka i ma nadzieję, że są to tylko plotki. Z wypowiedzi dla SportBild można także wywnioskować, że Haaland nie zamierza opuścić Borussi w aktualnym okienku transferowym. Zostały mi jeszcze trzy lata kontraktu. Cieszę się, że tu jestem – oznajmił Norweg, wzmacniając tym samym nadzieje kibiców dortmundzkiego klubu. Wcześniej jednak potrafiliśmy usłyszeć od jego agenta, że absencja podczas jednego ze zgrupowań BVB wynikała z wyjazdu Norwega do Londynu, ale potraktowano to jako żart sytuacyjny. Czy śmieszny, trudno ocenić.

Thomas Tuchel będzie musiał prawdopodobnie pogodzić się z Chelsea bez Haalanda w 2021. Borussia sprzedała już w tym roku Jadona Sancho, więc nierozsądnym posunięciem byłoby pozbycie się kolejnego ofensywnego – i najlepszego – zawodnika, nawet za kwotę 175 milionów euro, żeby w jego miejsce kupić innego. Chcąc na poważnie rywalizować z Bayernem Moachium Borussia musi mieć na szpicy kogoś, kto będzie prawdziwym żądłem, kogoś, kto będzie w stanie dorównać snajperowi Mistrza Niemiec – Robertowi Lewandowskiemu (o ile Polak nie zdecyduje się na opuszczenie klubu). Haaland strzelił w 28 meczach ligowych 27 bramek i prawdopodobnie jako jedyny w Bundeslidze jest w stanie zagrozić polskiemu napastnikowi w rywalizacji o tytuł króla strzelców. Oczywiście, z drugiej strony 175 milionów to kwota, którą można rozdysponować na wiele różnych możliwości, szukając wzmocnień nie tylko w ataku, ale również w innych formacjach. Tylko co na to Roman Abramowicz? Jeśli w porywie emocji i pod wpływem nacisków Tuchela dorzuci 20 milionów do obecnie oferowanej kwoty, wówczas temat rozgorzeje na nowo. Jakie znaczenie będą miały wtedy słowa samego zainteresowanego, który nie chce zmieniać barw?

Bitwa o Haalanda to także bitwa Haalanda. Z własnymi myślami, emocjami, marzeniami. Fizycznie jest gotowy na grę na najwyższym poziomie, teraz testujemy jego siłę psychiczną. Czy zgodzi się na transfer, gdy wielkie pieniądze zostaną rzucone na dortmundzki stół? Czy wtedy jego zdanie będzie miało w ogóle jakiekolwiek znaczenie? Na starcie wyścigu, gdy w finansową grę wchodziły jeszcze inne kluby, Haaland mógł wybierać. Jego marzeniem była gra dla Realu Madryt. Sam widział siebie także w barwach Manchesteru City, dawniej wspominał nawet o Leeds United, gdyż tam grał jego ojciec, ale nigdy nie mówił o Chelsea. Myślę, że dla wszystkich stron najrozsądniejszym rozwiązaniem będzie pozostanie Haalanda w BVB. Dla Chelsea, która nie straci ogromnych pieniędzy na jeden transfer, dla Borussi, gdyż wciąż będą mieli w szeregach najsilniejszego zawodnika młodego pokolenia, a także dla samego Haalanda, który zyska jeszcze trochę czasu na potwierdzenie swojej wartości grając w lidze, którą już dobrze zna i rozumie. Wielki transfer ciągle przed nim, bitwa o Haalanda ciągle trwa.

Photos sources: footballreporting.com, metro.co.uk.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect