Forza Italia! Vamos, vamos Argentina!

Dwa różne kontynenty, dwa różne turnieje. Inni zawodnicy, choć na co dzień w znacznej większości grający ze sobą lub przeciwko sobie w klubach – głównie włoskich. Wielkie drużyny, typowane wcześniej do zwycięstwa – w Copa America Argentyna, w  Euro reprezentacja Włoch. W najbliższych dniach to oni będą na topie i to o nich będą mówić sportowe media, dopóki na pierwsze strony nie wysuną się olimpijskie doniesienia z Tokio. Albicelestes i Azzurri mają teraz swoje pięć minut i to w stu procentach zasłużenie.

Finał dla Argentyńczyków był trochę łatwiejszy do przewidzenia, niż w przypadku Włochów. W Ameryce Południowej prym wiodą cztery drużyny – Argentyna, Brazylia, Kolumbia i Urugwaj. O dwóch pierwszych wie nawet największy futbolowy laik, Kolumbię na pewno znakomicie pamiętają Polacy (dotkliwe 3:0 w meczu o wszystko podczas Mistrzostw Świata 2018 w Rosji), natomiast Urugwaj w tym roku zaskoczył – nie znalazł się w pierwszej czwórce turnieju, kosztem skuteczniejszego Peru. O ile wytypowanie dwóch drużyn do finału Copa America może być łatwe, o tyle przewidzenie, kto w nim wygra, to zadanie dużo trudniejsze. Włosi również byli wśród kandydatów do zwycięstwa, jednak w Europie grupa faworytów była zdecydowanie większa. Francja, Belgia, Niemcy, Anglia, Portugalia…

W spektaklu na brazylijskiej Maracanie zmierzyli się ze sobą dwaj najwięksi zawodnicy swojego pokolenia w Ameryce Południowej – Neymar i Leo Messi. Niemniej do samego końca nie było pewne, czy mistrzostwa – i tak już przełożone – w ogóle się odbędą. Pierwotnie gospodarzami turnieju mieli być Argentyńczycy i Kolumbijczycy. Spustoszenie wywołane pandemią koronawirusa spowodowało, że ci pierwsi zdecydowali o zrezygnowaniu z organizacji imprezy, natomiast sytuacja polityczna drugich oraz związane z nią zamieszki w społeczeństwie zmusiły władze CONCACAF do odebrania Kolumbii prawa do bycia gospodarzem. Gdyby nie powyższe to Leo Messi, a nie Neymar, grałby u siebie.

Pierwszy mecz turnieju podopieczni Lionela Scaloniego zremisowali (1:1 z Chile), na co Messi zareagował dość krytycznie. Nie szukając usprawiedliwienia po prostu skrytykował grę swojej drużyny podkreślając ze smutkiem brak spokoju i umiejętności. Z tym ostatnim ciężko się dziś zgodzić – mówimy o drużynie, która wygrała najważniejszą imprezę swojego kontynentu. Drużynie, która wygrała właśnie umiejętnościami. A Leo Messi? No cóż, chyba może powoli robić miejsce na kolejną Złotą Piłkę… To, w jakim stylu szedł przez kolejne mecze jest niezaprzeczalnym dowodem na to, że Argentyna ma dziś w swoich szeregach najlepszego zawodnika świata.

Hola, stop! Powiedzą kibice Włoch. My też mamy swoich kandydatów! Tylko że ten, który był najbliżej sięgnięcia po Ballon d’Or, w meczu finałowym nie trafił do siatki w karnych. Jorginho – pewniak. Ten, który do wczoraj miał stuprocentową skuteczność wykonywanych karnych w kadrze. Czy jedna zmarnowana jedenastka rzuci cień na pozostałe osiągnięcia zawodnika Chelsea? Na jego szybkość, najwięcej wybieganych kilometrów, skuteczność w podaniach i odbiorach? To może Chiellini? Historia pokazuje, że obrońca może zdobyć Złotą Piłkę, tak jak udało się to Fabio Cannavaro w 2006 roku. Czyli również środkowemu obrońcy, również reprezentantowi Włoch, również zwycięzcy wielkiej imprezy – wówczas Weltmeisterschaft w Niemczech. Tylko że 15 lat temu to nie Cannavaro był w centrum nieprzyjemnych wydarzeń, które długo nie schodziły z ust ludzi na całym świecie. Wtedy to Marco Materazzi był uczestnikiem finałowego skandalu z Zizou. Z kolei dzisiaj to właśnie o Chiellinim Intertnauci już tworzą najwięcej memów, a konkretnie o jego bestialskim powaleniu na ziemię Bukayo Saki, co swoją drogą jest całkiem niezłą reklamą firmy Nike, która szyje stroje reprezentacji Anglii – materiały naprawdę, naprawdę wytrzymałe. Eksperci France Football bardzo mocno zwracają uwagę na grę fair play i przykładne zachowanie na boisku, więc w przypadku kapitana Włochów również możemy zadać sobie to samo pytanie – czy jeden incydent rzuci cień na całego Chielliniego? Ciekawe, co na to Messi.

Włosi wygrali zasłużenie. Gdyby wygrali Anglicy, też wygraliby zasłużenie. Z kolei poza boiskiem zdecydowany, szybki walkower. Gospodarze 0:3 goście. Jeszcze chwilę przed meczem tym, którzy zastanawiali się, komu kibicować, wątpliwości rozwiali angielscy kibice, którzy zachowywali się poniżej jakichkolwiek granic przyzwoitości. Tłumy przed Wembley taranowały wszystko, co się dało, rzucały wszystkim, czym się dało, we wszystkich, którzy się akurat nasunęli. Wtargnęli na boisko przed meczem, wtargnęli na boisko w trakcie meczu. W dodatku buczenie podczas włoskiego hymnu to oznaka całkowitego braku szacunku do rywala. Tak się po prostu nie robi. Organizatorzy finałowego spotkania pozostawili po sobie wizytówkę, którą na miejscu włodarzy UEFA od razu podarłabym i wyrzuciła do kosza.

Zza oceanu nie napłynęły do nas informacje o tego typu zachowaniu Brazylijczyków. Podobnie jak Anglicy mieli sposobność bycia organizatorem-przegranym finału mistrzostw kontynentu, ale nie mieli już tego szczęścia bycia na trybunach i bezpośredniego dopingowania swoich idoli. Na Maracanie zasiąść mogło tylko dwa tysiące osób w przeciwieństwie do Wembley, na które wpuszczono 60 tysięcy kibiców. Jak widać, jest jeden plus pustych trybun – ryzyko wtargnięcia na murawę jest mniejsze. Incydent z drugiej połowy finału Euro 2020 nie był pokazywany przez realizatorów ze względu na stanowczy, odgórny zakaz, natomiast komentarze osób widzących tę akcję na żywo są jednoznaczne – pseudokibic ośmieszył służby zabezpieczające imprezę, wytykając kolejną ułomność w kwestii organizacyjnej – brak naprawdę profesjonalnej i sprawnej ochrony obiektu.

Ale nie zabierajmy pięciu minut, o których wspomniałam na początku, prawdziwym bohaterom obu meczów. Argentyna i Włochy. Wszyscy zawodnicy zostawili serca i siły na boiskach. I choć można byłoby wytknąć niewidoczność Ciro Immobile, czy zmarnowaną stuprocentową akcję Messiego, dzięki której mógłby podwyższyć wynik na 2:0, to tak naprawdę byłoby to czepianiem się na siłę i szukaniem dziury w całym. Leo w końcu zdobył reprezentacyjne trofeum, zostając przy tym współ-królem strzelców – tyle samo bramek co Argentyńczyk strzelił także Kolumbijczyk Luis Diaz. Gigi Donnarumma otrzymał nagrodę zawodnika turnieju Euro 2020 i pokazał całemu światu, że jest godnym zastępcą swojego imiennika, legendy reprezentacji, Buffona. Copa America i Euro wygrały drużyny przez duże D, widać doskonale, że nie indywidualności, a zgranie i współpraca całego zespołu są kluczem do sukcesu. I o tym należy mówić, tym się zachwycać! Forza Italia! Vamos, vamos Argentina!

Photo source: sport.interia.pl.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Amanda, blogerka. Piszę felietony sportowe, recenzuję książki, komentuję bieżące wydarzenia z piłkarskiego świata i zapraszam do wspólnej dyskusji. :-)

Let’s connect